[...] idź wyprostowany wśród tych co na kolanach,
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch,
ocalałeś nie po to aby żyć [...]
Bądź wierny. Idź.
~Zbigniew Herbert~
20.01.2012 Los
Angeles
- Nie spodziewałem
się tego, stary.- powiedział gitarzysta do swojego kolegi.
- Nie chciałem
rzucać w ciebie kulą minową.- zaśmiał się perliście.
- Człowieku!-
krzyknął Frank wyrzucając ręce do góry.- Mogłeś mnie
uprzedzić, że jesteś pieprzonym perkusistą Slasha! Ja pierdole!-
powiedział uśmiechając się do Brenta. Ten tylko szczerzył się
jak głupi. Chłopak miał ochotę go za to udusić. Za każdym razem
kiedy się spotykali, on się potrafił tylko uśmiechać. Nic
więcej. Wszystko potrafił obracać w żart i był jednym z
najlepszych ludzi jakich Frankowi będzie dane spotkać w życiu. To
on zmienił jego życie o 180 stopni, tylko jedną propozycją.
- Dlaczego, mimo to,
że znamy się jakieś 3 miesiące to nie wiedziałem o tobie tak
ważnej rzeczy! Brent! Ja cię kiedyś…- nie dane mu było
dokończyć, gdyż do studia, w którym się znajdowali, przez główne
wejście wszedł, jedyny w swoim rodzaju Slash. Sidoris nie był w
stanie utrzymać nerwów na wodzy. To był w końcu jebany Slash, ten
który był inspiracją nie jednego gitarzysty, ten który był
jednym z lepszych gitarzystów na świecie. Musiał uszczypnąć się
w rękę, aby uwierzyć. Przełknął szybko ślinę i wziął się w
garść. Poczuł klepanie po prawym ramieniu. Odwrócił się w
stronę osoby, która to zrobiła. Oczywiście, był to Brent.
Uśmiechnął się dodając mi otuchy, podchodząc do Saula Hudsona.
Na tego drugiego twarzy, zagościł ogromny uśmiech, gdy objął
przyjaciela.
- Fitzy, co u ciebie
słychać?- zapytał jakby nigdy nic. Jakby nie był pieprzoną
legendą. Frank ciągle nie mógł wyjść z podziwu. Zawsze myślał,
że takie osoby mają wielkie ego, które ledwo mieści się w
pokoju, ale rozglądając się wokół, chłopak zauważył, że w
sumie jest tutaj całkiem dużo wolnej przestrzeni.
- Przyprowadziłem
ci nowego gitarzystę.- powiedział ,uśmiechając się jak to miał
w zwyczaju.
Mężczyzna zsunął
swoje okulary na koniec nosa i popatrzył na Franka. Przez jego twarz
przemknął uśmiech, po czym poklepał Brenta po ramieniu.
Kiedy zaczął iść
w kierunku chłopaka , Sidoris lekko się spiął, ale po chwili
wziął się w garść i uśmiechnął, delikatnie zdenerwowany.
- Dz.. Dzień dobry.
Jestem Frank.- powiedział, wyciągając dłoń w kierunku bruneta.
- Jestem Slash.-
muzyk uśmiechnął się potulnie.- Ile masz tak właściwie lat?
- 23.- brwi
mężczyzny uniosły się wysoko, w zdziwieniu. Odwrócił się do
perkusisty.
- Skąd wytrzasnąłeś
tak młodego muzyka?- zapytał z lekkim rozbawieniem w głosie.
Brent założył
ręce na piersiach i po raz kolejny wyszczerzył.
- Severus Snape nie
zdradza, składników do swoich tajnych eliksirów.
Slash wybuchnął
gromkim śmiechem.
- No Frank, pokaż
co potrafisz.-powiedział, gdy wszyscy w studiu opanowali śmiech.
Sidoris, ze
zdenerwowaniem, zaczął otwierać futerał od swojego Les Paula i
podpiął się do wzmacniacza. Odchrząknął, aby pozbyć się
rosnącej guli w gardle, co niestety nie pomogło mu w dużym
stopniu. Chwycił gryf gitary i od razu poczuł się pewniej.
Przejechał palcami prawej dłoni po strunach, aby sprawdzić, czy
jest wystarczająco nastrojona, po czym uśmiechnął się pod nosem,
słysząc, że wszystko w porządku. Oblizał wargi i biorąc głęboki
wdech zaczął grać jedną ze swoich ulubionych piosenek z solowego
albumu Slasha, czyli Doctor Alibi z Lemmy.
Mulat ściągnął
swoje okulary przeciwsłoneczne, dzięki czemu całą uwagę skupił
na chłopaku, który wywarł na nim ogromne wrażenie. Wsłuchiwał
się w każdy akord i riff, który wychodził spod palców chłopaka.
Poczuł to coś już za pierwszym razem, gdy chłopak przejechał
palcami po strunach swojego instrumentu. Wyczuł w nim niesamowitą
wrażliwość i wiedział już jak ważne dla niego jest to co robi.
Jednak z każdym kolejnym dźwiękiem, mężczyzna upewniał się
jeszcze mocniej w tym przekonaniu. Wiedział, że ten chłopak musi
dołączyć do zespołu. Czuł, że będzie ich spoiwem, którego
brakowało.
Natomiast Brent,
nie był w stanie powstrzymać wielkiego uśmiechu na twarzy, widząc
skupienie, i oddanie, oraz energię chłopaka, który właśnie
znalazł miejsce w sercach wszystkich osób pozostających w studiu.
Montreuil,
13.03.2012
Dziewczyna przygląda
się dokładnie, wszystkim mijanym ludziom. Każdy ma do opowiedzenia
swoją historię. Każdy idzie w swoją stronę, oraz śpieszy się z
sobie znanego powodu. Ani jedna osoba z tłumu nie zastanawia się
dlaczego, ten pan w krawacie w zielone kropki ma ubrany garnitur, ani
z jakiego powodu pani w niebieskim kostiumie, krzyczy do telefonu.
Kogo to obchodzi? Prawdopodobnie nikogo. W końcu nie ładnie się
wtrącać w nie swoje sprawy. Każdy chyba słyszał to zdanie kilka
razy w swoim życiu. Z jednej strony to prawda, ale czy odrobina
ciekawości nie zaszkodzi? Łatwiej byłoby zrozumieć drugiego
człowieka, wiedząc z jakiego powodu, tak wygląda, albo dlaczego
coś robi.
Nie oceniało by
się go, jedynie przejeżdżając powierzchownie po nim wzrokiem.
Wiedzielibyśmy, dlaczego ten mężczyzna siedzi teraz na ławce
pijąc piwo, a kobieta z wózkiem płacze, nie mogąc powstrzymać
strumienia wylewanych łez. Wiedzielibyśmy z jakiego powodu
ciemnowłosy mężczyzna, nie chce patrzeć żadnej mijanej osobie w
oczy, a jedynie wbija wzrok w chodnik. Albo stało by się dla nas
jasne, dlaczego kobieta po czterdziestce, siedząca w kawiarni,
flirtuje z dużo młodszym mężczyzną.
Wszystko byłoby
łatwiejsze, gdybyśmy wiedzieli przynajmniej jedną rzecz, a tak
zdolni jesteśmy tylko do domysłów, które są krzywdzące.
Z wzrokiem pogardy
spotykamy się codziennie. Mimo że nie zawsze zdajemy sobie z tego
sprawy. A zwłaszcza jeżeli chodzi o zawód pokojówki lub
sprzątaczki. Dlaczego od razu zakłada się, że to osoba bez
wykształcenia, nie dająca sobie rady z własnym życiem, kobieta
lub mężczyzna będący na marginesie społecznym, który żyje
ledwo od pierwszego do pierwszego. Frances jest przykładem na to, że
tak nie jest. Ale dzięki tej pracy ma szansę na resocjalizację.
Skończyła liceum w przyśpieszonym tempie, przez przeprowadzkę, a
kłopoty, które ją spotkały po drodze sprawiły, że nie postawiła
na wyższe wykształcenie, gdyż… Po prostu nie było jej to w
głowie. Na szczęście udało jej się przynajmniej dostać porządną
pracę, dzięki kontaktom rodziców. Tyle zawdzięcza obojgu. Nawet
ojcu, który pomieszał w ich życiu jeszcze bardziej niż w Ameryce.
Drzwi metra się
otworzyły z cichym piknięciem, a tłum ludzi, którzy wysiadali,
ruszył na wprost Frances. Ciężko było się wbić w ten tłum, aby
dostać się do środka, ale po chwili ludzie, którzy w pośpiechu
wychodzili z pojazdu, przerzedzili się i z wsiadaniem nie było
problemu. Dziewczyna usiadła jak najbliżej drzwi wejściowych i
wyciągnęła gazetę. Podróż miała trwać pół godziny, więc
jak co dzień, kupiła sobie gazetę w kiosku, tuż przy wejściu na
stację metra. Tym razem postawiła na krajową gazetkę o tematyce
muzycznej. Na okładce bowiem znajdował się jej ulubiony wykonawca,
czyli Robert Plant, w którym była zakochana, od dobrych 12 lat.
Uśmiechnęła się czytając o nadchodzących planach muzyka i
rozkwicie jego solowej kariery.
Po pół godzinie
schowała magazyn do torby i wcisnęła guzik otwierający drzwi, gdy
tylko metro zatrzymało się na peronie. Dziewczyna pośpiesznie
wyszła z pojazdu i skierowała się do wyjścia. Jadąc schodami
ruchomymi, czuła zapach świeżo przygotowywanych crossantów. Był
to sprytny sposób zdobywania nowych klientów, ponieważ zapach
rogalików, był tak intensywny, że każdy go czuł i aż ślinka
ciekła, kiedy dostawał się do nozdrzy. Frances uśmiechnęła się
pod nosem i ,gdy tylko znalazła się na szczycie, podeszła do
budki, z której wydobywał się ten niebywały zapach. Biorąc jeden
kęs ciepłego, maślanego crossanta, nie mogła się powstrzymać
przed cichym jęknięciem, bowiem smak, był niesamowity. Delikatne
ciasto w środku, rozpływające się w ustach i kruchy i chrupiący
wierzch. To jest esencja francuskiej kuchni.
Nie minęło
dziesięć minut, a dziewczyna wchodziła już do hotelu uśmiechając
się do Layli, młodej recepcjonistki z którą szybko złapała
dobry kontakt. Dziewczyna uczęszczała na studia hotelarskie i z
początku praca w tym hotelu miała być w ramach praktyk, jednak z
pan Green- szef hotelu, stwierdził, że nie widzi przyszłości tego
hotelu, bez niebieskowłosej. Oczywiście dziewczyna też była
bardzo chętna do pracy i tak pracuje tutaj już półtora roku.
Layl'a, bardzo pomogła Fran w aklimatyzacji, jednak to Tory pomógł
dziewczynie najbardziej. Był kimś w rodzaju hotelowego lokaja,
który znał każdy zakamarek tego miejsca. Jego staż wynosił
trzydzieści lat i był jednym z najstarszych pracowników tej
placówki. Bardzo pomocna była także Ellie, młoda kelnerka
restauracji, która wcześniej była pokojówką, tak samo jak teraz
Newman. Zdradziła jej kilka „trików” ułatwiających pracę.
Wszyscy pracownicy hotelu, byli dla siebie jak rodzina, każdy był
dla siebie życzliwy i to najbardziej podobało się Frances w tym
miejscu. Nikt na nikogo nie krzyczał- przynajmniej starano się jak
najmniej podnosić głos, a wszystkie wątpliwości rozwiązywano w
sposób dyplomatyczny, na przykład poprzez rozmowę.
- Hej Lay!-
przywitała się Frances z koleżanką, całując ją w policzek.
- Witaj Fran. Radzę
ci się pośpieszyć, bo Tory za…- tutaj popatrzyła na swój
zegarek.-… pięć minut rozdziela prace.
- Dobra.-
powiedziała Fran i uśmiechając się szeroko, poszła w stronę
kotłowni, gdzie znajdowały się szatnie, pralnie i kantorek, w
którym spotykali się pracownicy.
Dziewczyna odnalazła
szafkę numer 55 i wrzuciła do niej swoją torebkę. Z górnej półki
ściągnęła uniform i powiesiła płaszcz na wieszaku po lewej
stronie. Szybko się przebrała, zatrzasnęła szafkę i zawiązując
pospiesznie fartuszek ruszyła do kantorka.
W środku byli już
prawie wszyscy. Brakowało jedynie Tory'ego oraz dwóch dziewczyn:
Carmen i Yvete. Nie było to nic nadzwyczajnego, ponieważ obie były
typami spóźnialskich i wszyscy już się do tego przyzwyczaili.
Frances usiadła obok pani Madeliene, która była dwa lata młodsza
od Tory'ego. Siadając dziewczyna uśmiechnęła się do kobiety i
poprawiła swoją spódniczkę.
- Witam wszystkich!-
powiedział mężczyzna radosnym tonem, żwawo wchodząc do sali. -
Zanim zaczniemy muszę wszystkich poinformować o nadchodzących
zmianach. Jako, że nasze dwie spóźnialskie, jak sama nazwa
wskazuje, ciągle nie przychodzą na czas, pan Green postanowił o
lekkim zaostrzeniu zasad. Zarówno Carmen jak i Yvete już więcej
się tutaj nie pokażą. Zostały zwolnione, ponieważ nie
podchodziły poważnie do pracy.
W pomieszczeniu
nagle zrobiło się trochę głośniej. Każdy szeptał do każdego.
Tory widząc zamieszanie, pokazał gestem ręki, aby się uspokoić.
- Jest to ku
przestrodze, jednak nie znaczy to, że jeżeli się spóźnicie
zostajecie od razu bez pracy. Pan Green nie będzie tolerował
natrętnych spóźnień, bez konkretnych powodów. Więc proszę się
nie martwić. Drugą sprawą, którą chcę z państwem omówić jest
to, że pan Green za dwa dni obchodzi swoje czterdzieste siódme
urodziny. Z tej okazji postanowiliśmy zorganizować przyjęcie
niespodziankę. Nie chodzi o to, abyście kupowali mu jakiś
prezentów. Taki zabieg nie ma sensu. Chodzi nam o dobrowolną pomoc
przy dekorowaniu sali oraz przy pomocy z organizacją. Chętnych
zapraszam po zebraniu do mnie, aby omówić szczegóły. A teraz
najważniejsze, czyli przydział pracy…
Tory zaczął
rozdawać każdemu kluce, do wolnych pokoi, które trzeba przygotować
na przyjęcie kolejnych gości.
Las Vegas,
15.07.2012
Każdy człowiek
,prędzej czy później zaczyna rozumieć, co dla niego jest
najważniejsze. Trzymając drobną rękę swojej córeczki, Dave wie
już, że dla niego właśnie ona jest najważniejsza. Mimo tego, że
muzyka jest jego odskocznią od rzeczywistości, zdaje sobie sprawę
że teraz to tylko i wyłącznie jego pasja. Mimo że właśnie
zespół zaczyna przeżywać swoje najlepsze lata i pnie się po
drabinie kariery, chłopak potrafi myśleć tylko o swojej
trzyletniej już córeczce, która nadaje jego życiu blask. Nie chce
nawet myśleć o tym co będzie, kiedy dorośnie i dorośli dla niej
będą starymi niepotrzebnymi, ciągle przeszkadzającymi i
wtrącającymi się w nie swoje sprawy nudziarzami. Briggs cieszy się
każdą chwilą spędzoną z jego małym aniołkiem.
- Vicky, to jak
idziemy na lody?- zapytał uśmiechając się do niej. Mulatka
popatrzyła na tatę swoimi wielkimi oczami, które odziedziczyła po
swojej mamie, a na jej twarzy wyrósł wielki uśmiech.
- Taak!- krzyknęła.-
Ja chce…- położyła swój mały paluszek na ustach, udając że
się zastanawia, mimo że znała odpowiedź na to pytanie.
- Waniliowe?-
zapytał roześmiany chłopak.
- Tatuś… skond
wiedzialeś?- popatrzyła na niego zdziwiona. Dave nie mógł
wytrzymać i wziął córkę na ręce.
- Tatusiowie wiedzą
takie rzeczy.- powiedział stykając się z nią nosami. Twarz
Victorii po chwili rozświetlił kolejny uśmiech. Chwyciła
policzki Briggsa i zaczęła miętosić je swoimi małymi rękami.
Chłopak chciał zapytać co ona robi jednak z jego ust wydobyło się
:”Ło ty olisz?”. Mała zaczęła się śmiać z nieporadności
swojego taty, po czym pocałowała go w nos i puściła policzki.
- A to za co ?-
zapytał.
- Bo cie
kooooocham.- powiedziała wtulając się w szyję perkusisty. Ten
uśmiechną się słysząc te słowa z jej ust i przygarnął ją do
siebie mocniej, szepcząc jej do ucha:
- Ja ciebie też.
Nawet nie wiesz jak bardzo.
Dziewczynka po
chwili zaczęła się wiercić.
- Tato!- powiedziała
oburzona. Dave poluźnił uścisk, tak że teraz dziewczynka mogła
założyć ręce na piersi i dokończyć oskarżycielskim tonem.-
Victorii nie mozna dusic.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i zaczynamy czasy bardziej współczesne. To jest taki zapychacz, żebyście mniej więcej zdawali sobie sprawę jak teraz wygląda życie wszystkich głównych bohaterów. Każdy z nich zaczyna prowadzić odrębne życie zapominając o sobie nawzajem. Zaczynają mieć inne priorytety, ale co będzie jeżeli nagle w ich ułożonych życiach, zacznie się walić? Czy dadzą sobie radę?
Własnie o tym planuję pisać w tej części. Myślę, że następny rozdział też będzie taki mało ambitny, ale jak dojedziemy do roku 2014, czyli bardziej współcześnie, to zacznie się dziać. Mam nadzieję, że ktoś czyta.... To znaczy musi, bo w końcu mam 1472 wyświetleń, więc ktoś musi patrzeć. xD No i jeżeli już czytać będę wdzięczna za jakiś kometarz, nawet krótki typu "czytam" ;P Na prawdę to pomaga i bardziej mobilizuje, bo wiem, że ktoś czeka na kolejny ;)
Enjoy the reading ! ;)
Wiki
No wreszcie jesteś! Ileż można czekać?! XD
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za twoim opowiadaniem :(
Ale jesteś! I nagle świat staje sie piękniejszy :D
Stwierdziłam, że skoro i tak nie potrafię zasnąć to chociaż zrobię coś pożytecznego i naskrobię komentarz :P
Na początku, świetne przemyślenia Frances, takie prawdziwe i szczere, you know.
Potrafisz tak wspaniale to wszystko opisać, że aż chce się więcej i więcej! Jak ty to robisz?! Zdradź mi swój sekret!
Slash i Frank w końcu się spotkali ( brawa dla Brenta! )
Nie dziwię się Frankowi, że się zestresował, w końcu spotkał pierdolonego Slasha! Ja gdy widzę jego zdjęcie to nie wytrzymuję! No ale nie ważne :P
Dave jest wspaniałym ojcem, przynajmniej tak wnioskuję zważywszy na jego zachowanie. Vicky to wspaniałe dziecko i założę się, że jeszcze da nieźle popalić Briggs'owi w przyszłości! :D
Co mogę jeszcze napisać?
Jak zwykle mnie zachwyciłaś! Z każdym kolejnym rozdziałem piszesz coraz lepiej!
Boże, ile ja bym dała, żeby tak pisać!! :D
Weny, pozdrawiam <3 <3
Ps. Nie sprawdzam błędów, jestem zbyt leniwa XD