piątek, 22 stycznia 2016

S.2 odc.6

Hejka z okazji ferii macie kolejny xDOstatnia część 2 sezonu i będzie wreszcie 3!!!!!
cieszmy się i radujmy! ;p


Po pros­tu walcz...
I nig­dy się nie pod­da­waj, wal­cz o to na czym Ci zależy,
A gdy pad­niesz to pow­stań za­miast rezygnować,
Gdy widzisz że ktoś upa­da to Go wes­przyj bo jak Ty się wyłożysz to nikt nie po­da Ci ręki. 
 
 


Lyon 16.05.2009

Delikatnie zamoczyła duży palec u nogi w  wodzie, aby sprawdzić temperaturę. Szybko jednak go wyciągnęła , bo ciecz miała temperaturę, dużo niższą niż dziewczyna oczekiwała. Na jej skórze automatycznie pojawiła się, tak zwana gęsia skórka, powodując ,że dziewczyna objęła się rękoma. Nie pomogło to za dużo, jednak małe wypuklenia na powierzchni jej ciała zniknęły. 
- No dawaj! Wskakuj!- krzyknął jakiś głos. Rozglądnęła się wokół, nie dostrzegając nikogo. Zaczęła się odwracać, aby wrócić na leżak, na którym przeleżała ostanie pół godziny. Nie było jej jednak dane powrócenie do przerwanej czynności, gdyż po chwili znowu rozległ się TEN głos.
- Dziewczyno co z tobą?- zapytał. Blondynka wyczuła w jego tonie pogardę. Odwróciła się ponownie w stronę, z której, jej zdaniem, dochodził głos.- Nie bądź mięczakiem.
Tym razem usłyszała jak ktoś wypowiada te słowa zza jej pleców. Odwróciła się w tamtą stronę nerwowo napinając wszystkie mięśnie, gotowa do walki. Jednakże tym razem, też ujrzała pustkę. Nikogo nie potrafiła dostrzec. Lekko rozluźniła mięśnie, jednak jej umysł ciągle nie czuł się komfortowo. Ktoś wyraźnie się do niej zwracał, a dziewczyna nie mogła dostrzec kim była ta osoba. Słysząc głos tego osobnika była przekonana, że już nie raz go słyszała. Nie mogła jednak dopasować go odpowiednio. Coś jej nie współgrało. W tym głosie było coś niepokojącego. Jakby osoba, która mówiła, starała się ukryć prawdę, jakby wiedziała, że da radę ukryć wszystko co ma do powiedzenia. Ale dziewczyna ciągle nie wiedziała o co chodzi. Nie wiedziała co stara się ukryć głos, ani do kogo należy. Czuła gdzieś głęboko w sobie, że była to osoba bliska jej sercu, ale jednocześnie sama słyszała tą pogardę w głosie nieznajomego znajomego. Coś jej nie pasowało. Po chwili znowu usłyszała JEGO...

- FRANCES! - głos sprawił, że dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej, po czym znowu opadła na miękkie poduszki, czując przeszywający ból, nie tylko głowy ale i innych części ciała. Schowała się w pozycji embrionalnej i poczuła ciepłą dłoń na swoim biodrze.
- Przyniosłam ci herbatę.- powiedziała mama i delikatnie pogładziła dziewczynę po głowie, próbując przekazać jej jak najwięcej pozytywnej energii, ciepła oraz siły, która była teraz najważniejsza dla jej starszej córki. Z jednej strony, była z niej dumna, że w końcu się przyznała i chciała sobie pomóc. Ale z drugiej strony winiła siebie, że nie dostrzegła, ze coś się dzieje z jej córką wcześniej i nie zapobiegła takiej sytuacji. Jednak już było za późno na gdybanie. Nie można się wiecznie obwiniać, za to co było kiedyś. Trzeba starać się naprawić to co jest konsekwencją naszego postępowania i stanąć jej na przeciw, tak aby to co przyniesie przyszłość nie było zależne od naszej przeszłości. 
Kobieta zdawała sobie sprawę, że będzie ciężko. Nikt nie obiecywał jej nigdy, że życie będzie kolorowe. Z wyjątkiem tych wszystkich koleżanek z liceum należących do ruchu hippie. Ale reszta ludzi często powtarzała jej, że z lekkomyślnym podejściem do życia i zbyt ufającej ludziom naturze, życie da jej w twarz. Dlatego zakładając taką filozofię, poznała nie tych ludzi co trzeba. Mimo iż inni ostrzegali ją przed tym, to poniekąd właśnie oni doprowadzili do sytuacji, że poznała swojego byłego męża, który zniszczył jej marzenia i zaprzepaścił wiele szans. Taki już był, dlatego pewnego dnia musiała powiedzieć dość, aby nie cierpiały na tym jej córki. Niestety zapomniała o swojej życiowej lekcji jakiś czas temu znów do niego wracając. Na szczęście po nie długim czasie, przypomniała sobie o jego wadach. Niestety mieszkali ciągle w tym samym mieście, ale na szczęście miało się to niedługo zmienić.
Kobieta delikatnie pogładziła swoją córkę po włosach i ucałowała ją w czubek głowy. Frances uśmiechnęła się z wdzięcznością, biorąc łyk gorącej herbaty. Na szczęście nie była ona aż tak gorąca, więc język pozostał nietknięty. Dziewczyna skuliła się ponownie gdy tylko odłożyła kubek. Wstrząsnął nią zimny dreszcz. Nie wiedziała co się dzieje. Nie tylko ona, najbardziej bezradną osobą była teraz matka Frances. Nie wiedziała jak pomóc swojej córce. Cicho westchnęła i poszła zatelefonować.

Lyon, 7.07.2009

- Musimy poważnie porozmawiać.- te słowa oderwały Frances od oglądanej właśnie telenoweli. Adele usiadła na brzegu łóżka córki, patrząc na nią z troską wypisaną na twarzy. Od tygodnia z Frances było coraz lepiej. Jej drgawki ustały, już nie oblewało ją zimnym potem, a jakiekolwiek wymioty, czy biegunki nie dawały o sobie znać. Moza było uznać, że przeszywający ból mięśni, był już niczym w porównaniu z tym co działo się na początku. Chodź i one się osłabiły. 
Pani Newman przeczesała dłonią włosy córki. Frances pod wpływem ciepłego dotyku kochającej matki uśmiechnęła się. Jakiekolwiek przejawy miłości zawsze sprawiały jej przyjemność, uśmierzając ból. 
- Przenosimy się do małego miasteczka pod Paryżem. - Dziewczyna zmarszczyła brwi, słysząc nowinę.- Tak, będzie dla nas najlepiej. Staniesz na nogi, a twoi znajomi... Widzisz co z tobą zrobili. Martwię się, że przez przypadek znowu wpadniesz na złą ścieżkę. Nie miej mi tego za złe, staram się jak mogę.
- Wiem..- powiedziała bardzo cicho Frances. Spuściła wzrok, by szybko przeanalizować to co się właśnie dzieje. Paryż.... Brzmiało bardzo światowo. W końcu marzenie każdej dziewczyny, żeby się tam znaleźć. Jeszcze nigdy tam nie była, mimo że tutaj mieszkała już jakiś czas. Z jednej strony podobało jej się to, a z drugiej była przerażona kolejną przeprowadzką, ponowną aklimatyzacją w nowym miejscu, ponowne uczenie się topografii miasta...
Jednak musiała być silna. Nie tylko dla mamy oraz Amy, ale musiała też popatrzeć na samą siebie. Musiała wreszcie wziąć swoje życie we własne ręce. Nie mogła ciągle żyć na głowie mamy. Musiałam się usamodzielnić i zacząć nowe życie.
- A gdzie konkretniej?- wychrypiała Fran. 
- Montreuil, 30 minut od stolicy.- Adele uśmiechnęła się delikatnie do córki i pocałowała ją delikatnie  w czoło. Wiedziała, że dla wszystkich będzie to trudne, ale tak było trzeba, prawda? Była głową rodziny i już nie wiedziała co ma robić. 
- Będzie dobrze- wyszeptała do córki i wyszła, aby dać jej chwile samotności.  Sama udała się do swojej sypialni i siadła na łóżku. Schowała twarz w dłonie i pozwoliła sobie na kilka łez. Dawno nie dała sobie szansy na chwilę słabości. Zawsze musiała być silna dla swoich córek, nawet wtedy, gdy sama ledwo dawała wstrzymać łzy. 

Paryż, 17.02.2010

Wchodząc do budynku hotelu, w którym dziewczyna spędzi najbliższy miesiąc, czuła strach. Nie tylko spowodowany obawami co do nowego pracodawcy, który z opowiadań wydawał się w porządku, ale także lekkimi problemami z organizmem, które Fran ciągle miała, mimo pozornego polepszenia. Ciągle zdarzało się, że odczuwała dreszcze, nawet, gdy temperatura dochodziła do dwudziestu dziewięciu stopni na plusie. Bardzo rzadko, ale jednak, musiała zwymiotować to co jadła chwilę wcześniej. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że jej nos już nie działał jak należy. Miała problemy z wyczuciem zapachów. Musiały być wyjątkowo mocne,aby zwróciła na nie uwagę. Dlatego nie używała perfum, chyba że , tak jak dzisiaj, musiała, więc prosiła mamę o to aby jej pomogła. 
Mama...
Zawsze gdy o niej myślała, miała obraz swojej rodzicielki w kostiumie wonderwoman. Teraz Frances doceniała każdą rzecz jaką dla niej zrobiła. Miała nadzieję, że pewnego dnia będzie mogła się jej w jakiś sposób odwdzięczyć. Ale na razie musiała wziąć, przysłowiowe życie w swoje ręce i zarabiać na siebie.
Właśnie dzięki niej i jej znajomością udało się znaleźć Frances pracę w jednym z bardziej znanych francuskich hoteli. Menager hotelu to przyjaciel ojca z dawnych lat, który widząc go razem z  mamą Frances ,nie mógł odmówić. Poznał całą historię i dał Newman próbny tydzień. Dziewczyna została więc pokojówką w jednym z najlepszych pięciogwiazdkowych hoteli w Paryżu, w ramach resocjalizacji…
Komu innemu by się to udało?

Las Vegas 13.11.2010

- Tato, będziesz mógł dzisiaj odebrać małą z przedszkola? Muszę dzisiaj iść do knajpy.
- Jasne. Dziadek zawsze jest szczęśliwy jak może spędzić czas z wnusią.-powiedział uśmiechając się do słuchawki. Coraz częściej dochodził do wniosku, że to ona podtrzymuje go jeszcze przy życiu. I mimo że jest tak młodym dziadkiem, to ona rozświetliła jego życie i nie tylko jego. Z panią Briggs też jest coraz lepiej. Między nimi jest lepiej.
- Dziękuję tobie i mamie ,że mi pomagacie. Na prawdę to dla mnie wiele znaczy ,że próbujecie pomóc mi w tej... Trudnej sytuacji.
-Synu... Jesteśmy twoimi rodzicami... Pogadamy jak się spotkamy. No spiesz się ,bo zaraz się spóźnisz. I będzie na mnie.
Dave uśmiechnął się do słuchawki i szybko pożegnał  z ojcem. Miał rację, za chwilę spóźni się i wtedy to będzie masakra. Ale i tak dla niego najważniejsze było to, że Victoria nie zostanie sama, kiedy będzie musiał zarabiać, bo z gry na perkusji jak na razie, nie zapewni jej dobrego początku . To obiecał Kat, zę będzie się zajmować ich córeczką najlepiej jak potrafi. 
Imię Victoria nie zostało wybrane przypadkowo. Oznacza ono zwycięstwo, to że dziewczynka przetrwała ,mimo że o jej mamie nie można było tego powiedzieć. Dzielnie walczyła o życie, kiedy Katherina umierała na stole. A Dave'a nie było wtedy przy nich. Dlatego musiał uhonorować ją adekwatnym imieniem. Nie mogła to być Angela, czy zwykła Rose. To imię musiało znaczyć wiele i przypominać dziewczynce, że jest niesamowita i waleczna. Miało jej mówić, że zawsze, gdy będzie chciała coś osiągnąć, ciężką walką uda jej się przenieść góry i dojść na sam szczyt. Nie ważne co będzie jej przyświecać, jej tata zawsze będzie ją wspierał nie ważne, czy będzie mu się podobało czy nie. Czy zażyczy sobie zostać malarką, striptizerką- chodź tego jej nie życzył i nie do końca był pewny, czy dałby radę zaakceptować-  nauczycielką, czy maszynistą. Nie miało to większego znaczenia. Była oczkiem w głowie Briggsa i nie tylko jego.  

13.11.2011 Las,Vegas

Splótł ze sobą palce, zawieszając nad nimi głowę. Nie miał już na nic siły. Czuł się wypruty z jakichkolwiek emocji, nie czuł już, że żyje. Jedyne co teraz chciał to sen. Jednak nie było mu to dane, ponieważ angażując się w bycie muzykiem, sen jest zbędny. Poczuł delikatne szturchnięcie w lewe ramię. Uniósł delikatnie głowę, aby spojrzeć na osobnika, który wybudził go z półsnu. Mężczyzna nie był wysoki, miał kruczoczarne włosy ciemne oczu i wielki uśmiech na twarzy. Frank zdziwił się widząc tego człowieka obok. Kojarzył go z jakiegoś klubu prawdopodobnie, jednak nie mógł sobie przypomnieć, z którego dokładnie. Ostatnio często mu się zdarzało odwiedzać takie miejsca. Zachęcił nieznajomego do rozmowy machnięciem ręki.
- Wydajesz mi się znajomy.- zaczął czarnowłosy.- Grasz w jakiejś kapeli?
Sidoris popatrzył na niego lekko zdezorientowany, jednak kiwnął głową. Wykonując ten ruch nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego ciało także jest zmęczone i jego głowa, dla szyi może wydać się zbyt ciężka, powodując bliższe spotkanie z blatem. Jednak to pomogło Frankowi się do końca dobudzić. Pomasował się po głowie w miejscu, gdzie sobie nabił guza. 
- Przepraszam.- wybełkotał cicho.- Nie jestem dziś sobą.- powiedział z przekąsem.
- Spokojnie. Wiem jak to jest.- uśmiechnął się szeroko.
Nastała cisza, wypełniona lekkim napięciem. Żaden z mężczyzn nie chciał się odezwać, gdyż nie byli pewni jak rozegrać tą rozmowę. Frank nerwowo poruszał się na krześle, szukając wygodniejszej pozycji. Gdy już mu się to udało dopił swój trunek do końca i pokazał skinieniem barmanowi, że chce jeszcze raz to samo. Blondyn za barem uśmiechnął się, przyjmując zamówienie i po niecałej minucie przed nosem Sidorisa pojawiła się kolejna szklanka.
- The Cab- powiedział po chwili milczenia. Ciemnowłosy popatrzył na niego, nie rozumiejąc o co właściwie chłopakowi chodzi. Ten tylko upił łyk trunku, wzruszając ramionami.- Nazwa zespołu, w którym gram.
Nieznajomy uśmiechnął się pod nosem.
- Tak młody Alex DeLeone. Stąd muszę cię kojarzyć. Widziałem wasze może dwa koncerty. Gracie trochę inaczej niż ja, jednak bardzo mi się podoba zaangażowanie, każdego z was. Tworzycie całość. Ty ,z tego co pamiętam, grałeś na koncercie intro z „Sweet Child o'mine” Guns n'Roses, nieprawdaż?
Frank skinął delikatnie głową, tym razem dużo ostrożniej niż za pierwszym razem. Nie mógł się nadziwić, temu co właśnie usłyszał od tego mężczyzny. Te słowa, były bardzo miłe, a to, że wspomniał niedawny koncert w jednym z klubów w Vegas jeszcze bardziej mu zaimponowało. Widać, że mężczyzna zna się na tym. Cień uśmiechu przeszedł po twarzy Sidorisa, kiedy czarnowłosy kontynuował swoją wypowiedź.
- Powiem ci, że naprawdę ,grając ten kawałek kupiłeś mnie  w stu procentach.- mężczyzna zaśmiał się delikatnie i kontynuował z lekkim rozbawieniem w głosie.- Masz ogromny potencjał i myślę, że wiele osiągniesz. Czuję, że mimo tego, iż The Cab to bardzo dobry zespół, ciebie ciągnie w inne klimaty. Tak samo ten perkusista…
- Dave.- wtrącił Frank.
- Dokładnie. Niestety nie znam was z imion- nie licząc Alexa, bo go się nie da nie znać, mieszkając w Las Vegas.- mężczyzna mrugnął do gitarzysty. Ten uśmiechnął się, bo dobrze zdawał sobie z tego sprawę, jaki jest jego kolega z zespołu.- Widzę w was inną energię. Ale i tak idealnie wpasowującą się w stylisykę zespołu. Wiem, że w jakimkolwiek zespole byście nie grali i tak bylibyście tym spoiwem. Bardzo ciężko znaleźć w dzisiejszych czasach takich muzyków.
Frankowi zaschło w gardle. Dawno nie słyszał tylu komplementów pod swoim adresem. Jego uśmiech nie chciał zejść z twarzy. Bardzo dobrze się czuł wreszcie, po tak długim czasie zauważony i doceniony. Czuł, że te słowa wiele znaczą, i mimo że jeszcze nie znał swojego rozmówcy, nie wiedział kim dokładnie jest, był przekonany, że to co powiedział ma duże znaczenie. 
- Dz..Dziękuję. To niesamowite, ze ktoś docenia nie tylko pracę Alexa… No wiesz w końcu to Alex.- powiedział i po chwili skarcił się w myślach za przejście na „ty”.- Przepraszam pana, za ten bezpośredni zwrot, nawet nie wiem czy mogłem…
Mężczyzna machnął ręką.
- Mów do mnie jak chcesz. W sumie to moja wina, powinienem się przedstawić. Brent Fitz.- powiedział podając rękę gitarzyście.
- Frank Sidoris.- uśmiechnęli się do siebie.- To co, może kolejeczka?

wtorek, 5 stycznia 2016

S.2 odc.5

Hej!
Przepraszam za tak długą przerwę, ale... No tak wyszło xD Uwielbiam was dlatego nie mogłam sobie wybaczyć i w końcu napisałam to coś. Mam nadzieję, ze przyjmiecie kolejną część, krótką, ale obiecuję że w ferie coś naskrobie. Enjoy i SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU <3
p.s.za 3 miechy będę pełnoletnia o.O
 
 
Ten, który walczy z potworami powinien zadbać,
 by sam nie stał się potworem.
Gdy długo spoglądamy w otchłań,
otchłań spogląda również w nas.
~F.Nietzsche~
 
Lyon, 15.04.2009
 
   Zatrzasnęła drzwi wchodząc do swojego pokoju, który dzieliła z małą Amy. Jej siostra siedziała właśnie na łóżku i bawiła się kilkoma lalkami. Dopiero co zaczęły rozmawiać o tym, w co się ubrać na imprezę organizowaną, przez Barbie, kiedy dziewczynka usłyszała trzask zamykanych drzwi. Popatrzyla przerażonym wzrokiem na siostrę. Frances mała na sobie potargane jeansy, białą koszulkę ubrudzoną czymś ciemnym i lekko potarganą koszulę, zarzuconą na ramiona. Ciężko oddychała, a Amy nie wiedziała o co chodzi. Szybko zeszła z łóżka i podbiegła do siostry, wtulając się w nią. Frances szybko i mocno odpowiedziała na gest, mocno przyciągając dziewczynkę, jakby ta miała zaraz zniknąć. Jęknęła cicho, czując przeszywający ból w żebrach i lekko rozluźniła uchwyt, dzięki czemu młodsza Newman mogła się wyplątać z niedźwiedziego uścisku siostry.


-Fran, co się stało?- zapytała patrząc na starszą siostrę wielkimi oczami. Newman uśmiechnęła się, po czym pozuła po raz kolejny przeszywający ból, którego nie była w stanie określić. W skali od 1 do 10 było to jakieś 7, więc dało się przeżyć.


- Amy..- zaczęłą zaciskając zęby.- Podaj mi moje cukierki.- powiedziała pokazując na małe kwadratowe pudełeczko w którym trzymała vicodin. Dziewczynka widząc jak siostra cierpi,pobiegła szybko do szafiki i posłusznie podała jej pudełko.Frances szybkim ruchem otworzyła je i wysypała zawartość pudełka, rozsypując prawie wszystko, przez drżące ręce, których nie mogła opanować.
Wzięła trzy tabletki i szybko połknęła. Poczuła po raz setny przeszywający ból, który z sekundy na sekundę, robił się coraz większy, aby po pięciu minutach odpuścić. W ciagu tego czasu Amy patrzyła na cierpienie siostry z przerażeniem w oczach. Frances leżała przed drzwiami i zwinęła się w kłębek cicho pojękując i łapiąc się rękami za głowę. Widząc, że cukierki się rozsypały, Amy pozbierała je i wsadziła do pudełka. Siostra wiele razy mówiła jej ,żeby nigdy nie jadła tych cukierków, ponieważ są niedobre i smakują jak kupa, więc dziewczynka nie próbwała ich. Mimo, że wiele razy miała na nie ochotę, bo przyciągały ją te kolory pastylek.
 
 Po jakimś czasie Frances rozuźniła się i powoli wstała podtrzymując się ściany. Stanie pionowo wydawało jej się bardzo trudne, ale po chwili znów przypomniała sobie jak się chodzi i wszystko wróciło do normy. No prawie wszystko.
-Dlaczego jesz te cukierki?- zapytała Amy. Frances popatrzyła w jej stronę, a w głowie miała tysiąc myśli na sekundę.- To nie są cukierki prawda?
Newman lekko kiwnęła głową. Zdawała sobie sprawę, ze jej siostra jest bardzo mądrą dziewczynką.
- W takim razie co to?- zapytała Amy siadając na łóźku i poprawiając swoją zieloną sukienkę, która jej sie źle ułożyła.
Frances nie wiedziała co ma powiedzieć. Kilka razy otworzyła buzię, ale z jej gardła nic sie nie wydostało. Przymknęła oczy i złapała się za skronie.
Jej nigdy nic nie chcieli powiedzieć. Zawsze zastanawiała się dlaczego, co zrobiła takiego,że nie można bylo jej zaufać? Doszła do wniosku, że Amy musi znać prawdę. Przynajmniej jej część. Na pewno nie zrozumie tego, bo ma tylko 6 lat, ale zawsze można spróbować.
Fran podrapała się po głowie i przysiadła obok siostry.
- Amy niezrozumiesz tego, ale i tak ci powiem o co chodzi.- dziewczynka popatrzyła na siostrę po czym przytuliła się do niej. Newman uśmiechnęła się, a po jej policzku popłynęła łza. Dawno nikt jej nie przytulał. Nie mogła sobie przypomnieć jakie to uczucie. Uwielbiała to ciepło, które dostawało się od drugiej osoby. To kiedy 36,6 stopni celcjusza nagle stawało się 73. Młodsza siostra siadła na kolanach starszej i popatrzyła na jej twarz.
- Lubię jak się uśmiechasz. – Fran nie mogła powstrzymać się od prychnięcia i jeszcze większego banana na twarzy.- Nawet jak jesteś brudna to wyglądasz ładniej.
 
W tym samym czasie Las Vegas...
 
Tłum zagrzewał jakby do walki. Jednak nie była to walka, w której którakolwiek ze stron ma szansę wygrać. Tutaj chodziło o harmonię. Wychodząc na "ring" dawali z siebie wszystko. Każda kropelka potu była przesączona emocjami kłębiącymi się w nich bardzo głęboko, pochłaniając ich świadomość w całości. Poszczególne elementy układanki musiały się do siebie wpasować, aby dać kumulację uwalniających się emocji, które były tak silne, że każdy widz, czuł je głęboko w kościach.
Ich publiczność była stosunkowo niewielka, jednak ich kariera nabierała rozpędu.
Mieli już na koncie jedną płytę, która dała im 108 miejsce w US Billboard 200, co było ogromnym osiągnięciem dla młodej kapeli. Teraz szykowali się do wejścia do studia, tym razem by nagrać EP.
Alex z szerokim uśmiechem patrzył na rozwijającą się karierę własnego zespołu. Mimo, ze jego członkowie wiele przeszli, każdy podchodził do tego poważnie. Przez przeciwności losu potrafili się zjednoczyć, tworząc niesamowity materiał. Doświadczenia każdego członka zespołu, przelane na papier oraz instrumenty potrafiły pomóc uporać się ze stratą. Było to dominujące uczucie w zespole. Nowe obowiązki wiążące się z powolnym wkraczaniem w  świat dorosłych, zaczynały przytłaczać niektórych z nich, ponieważ nie dawały im zaznać odrobiny szaleństwa, zmuszając od szybkiego dojrzenia, jak na przykład Dave, który musiał poradzić sobie z nową rolą. Ciężko było każdemu z chłopaków. Frank stracił miłość swojego życia, chodź ciągle próbował o niej zapomnieć, było to potwornie trudne. Alex stracił kilka tygodni temu swoją babcię, z którą był głęboko związany. Jej domowe ciasteczka, zawsze były dla niego swoistą oazą spokoju. Joey , też nie miał lekko. Jego rodzice rozwiedli się, a jego brat wyjechał na studia. Czuł się tak samotny jak nigdy. Mimo, że na ich koncerty przychodziło sporo ludzi, chłopaki i tak czuli pustkę, tkwiącą głęboko w ich sercach. Strata była czymś bolesnym, czymś z czym cała czwórka musiała sobie poradzić sama. Mówi się, że w grupie zawsze raźniej, ale żeby pomóc posprzątać bałagan innych, trzeba poradzić sobie z własnym.
 
Powrót do Lyon'u
 
  Frances przebrała się w pidżamę i opatuliła się szczelnie kocykiem. W pokoju było jej przeraźliwie zimno, powodując kostnienie palów u rąk. Czuła się świeżo i przygotowana na rozmowę z młodszą siostrą. Musiała się zastanowić dokładnie jak jej przekazać, że Frances jest uzależniona. Jak mogła zniszczyć wyobrażenie tej małej istotki, że jej starsza siostra spadła na samo dno? Jak miała jej wytłumaczyć to, że żyje w toksycznym związku, w którym nie ma miejsca na uczucia, a jedynym co ją trzyma przy Javierze są tanie narkotyki? Jak miała jej powiedzieć, że jest szmatą?
 Na szczęście prysznic pomógł poskładać myśli dziewczynie i wymyślić jak delikatnie przekazać Amy to, że jej siostra już nie jest tą samą osobą.
 Frances usiadła na łóżku, po turecku, robiąc tym samym miejsce młodszej Newman, pomiędzy jej nogami. Dziewczynki siedziały chwilę w ciszy. Amy bawiła się frędzlami, które wisiały po bokach koca, a Frances bawiła się włosami blondynki, z delikatnym cieniem czegoś, co zwykło być nazywane uśmiechem. Jednak w tym przypadku był on tak nieznaczny i pozbawiony jakiejkolwiek radości,że ciężko było nazwać go nawet w ten sposób. Po chwili starsza z sióstr westchnęła, kładąc ręce na wysokości swoich ud.
- Amy słuchaj.- zaczęła. Dziewczynka obróciła się tak, że obie patrzyły sobie w oczy. Kiedy Fran zauważyła szczerość i niepokój w oczach blondynki, szybko odwróciła wzrok, patrząc na ścianę obok.- To nie będzie łatwe, zwłaszcza dla mnie. Nie chcę ci kłamać, dlatego powiem ci tyle ile możesz wiedzieć. Ja...- Newman zawahała się na chwilę, po czym wróciła wzrokiem na siostrę.- Jestem chora. Ale nie jest to zwykła choroba. Sama sobie ją stworzyłam. Przez moją głupotę tak się stało. Jadłam za dużo cukierków, które przed chwilą trzymałaś w ręku. Nie tylko o. Brałam też zastrzyki, które były trujące. Przepraszam cię Amy. - Frances mogła ujrzeć lekkie przerażenie w oczach dziewczynki, a serce zakuło ją bardzo mocno. Oparła swoje czoło, o czoło siostry, przymykając oczy. Już nie czuła bólu, który przeszywał jej ciało z powodu braku narkotyku we krwi. Ten był bardziej bolesny. Czuła, że jedna z najważniejszych osób w jej życiu, boi się właśnie przez nią, Frances Newman, która swoimi beznadziejnymi decyzjami znalazła się w najgorszym możliwym położeniu. Jednak jeszcze nie było za późno. Miała szansę, aby naprawić, każdy jeden popełniony błąd. Chciała naprawić to co zepsuła. Wiedziała, ze nie da się tego zrobić od razu, jednak świadomość, że sama chęć ucieczki z labiryntu, zwanego nałogiem, jest dużym krokiem w przód, dawała jej ogromnego kopa.
Przycisnęła wargi go czoła Amy i wyszeptała jej do ucha.
- Nie martw się kochanie, obiecuję, że wyzdrowieje.
Dziewczynka popatrzyła na nią wielkimi oczami,pełnymi łez.
- Naprawdę?-zapytała słodkim głosikiem, który chwytał za serce i jeszcze bardziej uświadomił Frances, że decyzja, którą właśnie podjęła jest jedyną słuszną.
- Obiecuję na moją miłość do ciebie, mamy i Franka...- dziewczyna nie przemyślając tego co właśnie powiedziała, poczuła ukłucie w okolicach serca. Było to to samo uczucie co wcześniej, ale przeznaczone dla innej osoby. Zrobiła to nieświadomie. Jednak zdając sobie sprawę, że Amy nawet nie zwróciła na to uwagi, przełknęła ślinę i dokończyła.- Wyzdrowieję, ale musisz mi pomóc.
 
 
 
 
 
*Z tego co wiem Frank jeszcze nie grał wtedy w The Cab, jednak to tylko fikcja, więc mogą się zdarzać takie wpadki ;)