Hej!
Mam nadzieję że nie rozczaruje was tym rozdziałem. Uważam, że jest niezły, ale nic się w sumie nie dzieje.
Dlatego dziękuję za komentarze ale chętnie poczytalabym więcej xd zapraszam do czytania i komentowania
Wiki
Mam nadzieję że nie rozczaruje was tym rozdziałem. Uważam, że jest niezły, ale nic się w sumie nie dzieje.
Dlatego dziękuję za komentarze ale chętnie poczytalabym więcej xd zapraszam do czytania i komentowania
Wiki
Pewność siebie polega na świadomości,
że możesz coś zrobić,
nawet zanim SPRÓBUJESZ.
~Duff McKagan ~
New York, 31.12.2007-1.01.2008
Nowy rok jest tak na prawdę jedynie umowną granicą. To wtedy wymyślamy nowe postanowienia, że życie się zmieni.A tak na prawdę nikt nie bierze ich na poważnie. Nie dąży do spełnienia ich.
Nowy Rok tak na prawde jest kontynuacją poprzedniego. Kontynuacją życia.
Co prawda w ciągu tego roku jesteś w stanie poznać nowych ludzi, czychają na Ciebie nowe przygody ,doświadczenia, zawody, rozczarowania, radości, uzależnienia, marzenia, cele, nowe przeszkody do pokonania, nowe prawa do przyswojenia, nowe odkrycia naukowe....
Ale tak na prawdę i tak by to było. Ciągle by istniał czas i rozwój. Zmiana daty tylko porządkuje odbieranie świata i pozwala go w jakiś sposób uporządkować. Aby panaowala HARMONIA ,a nie CHAOS.
Bo aby można było żyć, potrzebny jest porządek. Gdyby dopadła go anarchia... Nic by nie było takie samo. Panowała by jedna wielka samowola, która uprzykszała by życie, a nie była wolnością. Bo wolność musi być uwarunkowana jakimiś ograniczeniami.
Nowy Rok tak na prawde jest kontynuacją poprzedniego. Kontynuacją życia.
Co prawda w ciągu tego roku jesteś w stanie poznać nowych ludzi, czychają na Ciebie nowe przygody ,doświadczenia, zawody, rozczarowania, radości, uzależnienia, marzenia, cele, nowe przeszkody do pokonania, nowe prawa do przyswojenia, nowe odkrycia naukowe....
Ale tak na prawdę i tak by to było. Ciągle by istniał czas i rozwój. Zmiana daty tylko porządkuje odbieranie świata i pozwala go w jakiś sposób uporządkować. Aby panaowala HARMONIA ,a nie CHAOS.
Bo aby można było żyć, potrzebny jest porządek. Gdyby dopadła go anarchia... Nic by nie było takie samo. Panowała by jedna wielka samowola, która uprzykszała by życie, a nie była wolnością. Bo wolność musi być uwarunkowana jakimiś ograniczeniami.
Sylwester.
Nic nowegoC'est
Ogle to samo święto.
Ale jakby coś innego.
Jest podsumowaniem roku, żeby można było wejść w coś "nieznanego" z czystą kartą.
Nowy Rok.
Nowy Jork.
Czy to nie jest ironiczne?
- Od tego roku nie będę pił!- krzyknął mężczyzna w okularach, przechylajac kolejny kieliszek wódki. Poczuł znajome pieczenie w gardle i uśmiechnął się ponuro jakby sam do siebie. Wiedział o tym, że to tylko kolejne kłamstwo płynące z jego ust. Ostatnio tylko to potrafil. Kłamać. Ale musiał, żeby przeżyć. - I zapomnę o tej piździe. -dodał już szeptem.
Bar już powoli pustoszał, a mężczyzna ciągle siedział przy barze, licząc że ten Sylwester będzie inny. Że tym razem zapomni o wszystkim co go spotkało dotychczas. Zdawał sobie sprawę że źle robi. Że to jego wina ,że miłość jego życia odeszła od niego. Że pozbawił się rodziny. Ale on chciał dobrze, a one tego nie mogły zrozumieć. Dlaczego do nich nic nie docierało?
Ale przez jedną złą decyzje, życie stało się koszmarem. Już próbował z nim skończyć, ale co by to dało? I tak by nikt nie tęsknił ,nikt nie pamiętał o tym człowieku co zrobił wszystko dla rodziny. Tak, że teraz jej nie ma.
A co do Gerarda to jest przekonany że dla niego to tylko jedna osoba mniej. Nie znaczący procent tego co ma. O jednego upierdliwca mniej. Miał racje i dobrze zdawał sobie z tego sprawę.Jak nie teraz to i tak w końcu znajdzie sposób żeby go upierdolić. Bo czasem był mu kulą u nogi. Ale on wiedział za dużo. Wiedział coś czego nie wiedzial NIKT inny.
Kiwnał dłonią w stronę barmana na znak żeby polał jeszcze jednego.
Uniósł kieliszek w geście pozdrowienia.
- Za twoje życie. Żeby było lepsze niż moje.
Znowu poczuł jak piecze w gardle, tym razem było to znacznie mocniejsze uczucie niż wcześniej.
Nic nowegoC'est
Ogle to samo święto.
Ale jakby coś innego.
Jest podsumowaniem roku, żeby można było wejść w coś "nieznanego" z czystą kartą.
Nowy Rok.
Nowy Jork.
Czy to nie jest ironiczne?
- Od tego roku nie będę pił!- krzyknął mężczyzna w okularach, przechylajac kolejny kieliszek wódki. Poczuł znajome pieczenie w gardle i uśmiechnął się ponuro jakby sam do siebie. Wiedział o tym, że to tylko kolejne kłamstwo płynące z jego ust. Ostatnio tylko to potrafil. Kłamać. Ale musiał, żeby przeżyć. - I zapomnę o tej piździe. -dodał już szeptem.
Bar już powoli pustoszał, a mężczyzna ciągle siedział przy barze, licząc że ten Sylwester będzie inny. Że tym razem zapomni o wszystkim co go spotkało dotychczas. Zdawał sobie sprawę że źle robi. Że to jego wina ,że miłość jego życia odeszła od niego. Że pozbawił się rodziny. Ale on chciał dobrze, a one tego nie mogły zrozumieć. Dlaczego do nich nic nie docierało?
Ale przez jedną złą decyzje, życie stało się koszmarem. Już próbował z nim skończyć, ale co by to dało? I tak by nikt nie tęsknił ,nikt nie pamiętał o tym człowieku co zrobił wszystko dla rodziny. Tak, że teraz jej nie ma.
A co do Gerarda to jest przekonany że dla niego to tylko jedna osoba mniej. Nie znaczący procent tego co ma. O jednego upierdliwca mniej. Miał racje i dobrze zdawał sobie z tego sprawę.Jak nie teraz to i tak w końcu znajdzie sposób żeby go upierdolić. Bo czasem był mu kulą u nogi. Ale on wiedział za dużo. Wiedział coś czego nie wiedzial NIKT inny.
Kiwnał dłonią w stronę barmana na znak żeby polał jeszcze jednego.
Uniósł kieliszek w geście pozdrowienia.
- Za twoje życie. Żeby było lepsze niż moje.
Znowu poczuł jak piecze w gardle, tym razem było to znacznie mocniejsze uczucie niż wcześniej.
Las Vegas, 15.04.2008
He said,
"Lost my way
This bloody day
Lost my way"
Oh, please wash away
But blood stained the sun red today
"Lost my way
This bloody day
Lost my way"
Oh, please wash away
But blood stained the sun red today
Ta piosenka chodziła po głowie Frances, Ale dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć tytułu. Wiedziała że to kawałek Metalliki, bo był to ulubiony zespół Davea. Kiedy byli wczoraj w Hard Rock Cafe chłopak jak tylko usłyszał tą piosenkę zaczął udawać że śpiewa do widelca. Alex udawał że gra na perkusji, a Franek na gitarze. Newman razem z Kateriną nie mogły przestać się śmiać z głupoty chłopaków.
Jedna z nich o mało co nie zaksztusiła się milkshake'm który właśnie piła ,kiedy Alex wsadził sobie rurkę do zęba i tak wybijal rytm. Ciężko może sobie to wyobrazić, ale wyglądało to tak jakby lew morski próbował przebić stół. I nie wiedzieć czemu cały czas mu się ten ząb wyginal.
Jedna z nich o mało co nie zaksztusiła się milkshake'm który właśnie piła ,kiedy Alex wsadził sobie rurkę do zęba i tak wybijal rytm. Ciężko może sobie to wyobrazić, ale wyglądało to tak jakby lew morski próbował przebić stół. I nie wiedzieć czemu cały czas mu się ten ząb wyginal.
He said,
"Lost my way
This bloody day
Lost my way"
Oh, please wash away
But blood stained the sun red today
"Lost my way
This bloody day
Lost my way"
Oh, please wash away
But blood stained the sun red today
-Ronnie!- krzyknęła podekscytowana Frances. Siedzieli właśnie na placu, bo była długa przerwa.
Dave i Franek popatrzyli na nią ze zdziwieniem.
-Cały czas chodzi mi,po głowie ta piosenka co wczoraj "graliście" .- powiedziała ostatnie słowo podkreślając i pokazując w powietrzu cudzysłow.
-Hahahaha- Briggs zaczął się śmiać po chwili dołączyła do niego reszta ponieważ, jego śmiech był bardziej zaraźliwy niż grypa.
Dave i Franek popatrzyli na nią ze zdziwieniem.
-Cały czas chodzi mi,po głowie ta piosenka co wczoraj "graliście" .- powiedziała ostatnie słowo podkreślając i pokazując w powietrzu cudzysłow.
-Hahahaha- Briggs zaczął się śmiać po chwili dołączyła do niego reszta ponieważ, jego śmiech był bardziej zaraźliwy niż grypa.
Lyon 19.04. 2008
Starsza kobieta siedziała w swoim ulubionym fotelu w ogrodzie. Położyła ostrożnie swoje pomarszczone dłonie na podłokietnikach i położyła plecy wygodnie na oparciu. Lekki wiatr rozwial jej krótkie włosy, ale ona czuła ze tak było jej dobrze. Siedząc tak zawsze czuła się jak w 1970, kiedy to właśnie dzięki tej bliskości z naturą kupiła ten dom razem z mężem. Czuła się jak ta 20latka zapatrzona w miłość jej życia. Jak ta kobieta, która nieznajaca życia młoda osoba, dla której wszystko było możliwe. Dla której cały świat stał otworem.
Zawsze wtedy zamykała oczy i brała głęboki wdech, aby poczuć to świeże powietrze. Tak też było teraz. Wzięła głęboki wdech, a powietrze wypuściła ze swistem. To sprawiało ,że żyła.
- Moidmoiselle!- usłyszała krzyk z wewnątrz pomieszczenia.
-Que?- zapytała lekko piorytowana. Zawsze Anna przeszkadzała jej w najlepszym momencie. Nie miała wyczucia chwili. Tylko tym razem to nie była ona.
- Le telephone. C'est docteur !
Kobieta otworzyła szeroko oczy i ze zdziwienia, i zaniepokojenia. Doktor? Ale dlaczego? Szybko zerwała się z fotela i żwawo podeszła do słuchawki.
-Hallo?- zapytała, drżącym głosem.
- Tutaj Joe. Myślę że mnie pamiętasz. - uslyszawszy ten głos od razu uśmiech zagościł na jej twarzy.
-Joe. Ile to lat minęło?- powiedziała kobieta po angielsku z francuskim akcentem. Przypomniała sobie jak kiedyś mówili sobie ile dla siebie znaczą. Od razu po jej głowie zaczęły krążyć wszystkie wspomnienia. WSZYSTKIE. Te złe i te gorsze, te dobre i lepsze. Wszystkie.
- Troszeczkę.-słychać było ze uśmiecha się przez słuchawkę.
- Skąd masz mój numer?- zapytała z podejrzeniem.
- Słuchaj musiałem się skontaktować z tobą, a wiesz jak to jest. Jak ja to widzę. Jak ja to wszystko załatwiam.
- Niestety wiem.- powiedziała kobieta od razu sępiejąc. Nie wiedziała że jedna osoba może być jednocześnie ucieleśnieniem wszystkiego co najlepsze i wszystkiego co najgorsze. Jak to możliwe że ona jest taka niespójna?
- Dzwonią do Ciebie bo przyjeżdżam w tym tygodniu do Francji i chciałbym się z tobą spotkać.
- Nie jestem przekonana...
- Adele... Nie tęsknisz za tymi czasami kiedy byliśmy młodzi i wolni.- wiedział, że to jest jej słaby punkt. Znał ją bardzo dobrze. Mimo tych dzielących ich kilometrów i dziesięciu lat milczenia pamiętał wszystko.
- Joe... Proszę nie nalegaj. Nie wiem czy jestem na to gotowa. Pamiętasz ostatnie spotkanie... Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
- Ale to nie będzie nic zoobowiązującego. Tylko Ty, ja i najlepsza kawa w mieście. D'orangerie? Dobrze zapamiętałam ?
Adele uśmiechnęła się do słuchawki. Trzymała ją kurczowo. Kotłowało się w niej tyle emocji, że to był jedyny sposób, którym one ulatywały. Westchnęła z bezradności. Znał ją dobrze i znał jej słabe punkty. Nie było możliwości, żeby się go pozbyć.
- Tak. No niech będzie. Ale tylko na chwilę. Nie dłużej niż godzinę.- nie chciała dodawać że nie będzie wtedy sama. Coś wwymysli. Tak,żeby córka się nie dowiedziała.
- Wspaniale! To zadzwonię do Ciebie jak tylko wyląduje i wtedy się umowimy.
- Zgoda. Do widzenia monsieur.
- Do zobaczenia Adele.
Kobieta odłożyła słuchawkę i cicho westchnęła. Zaczęła się zastanawiać co robi ze swoim życiem.
Zawsze wtedy zamykała oczy i brała głęboki wdech, aby poczuć to świeże powietrze. Tak też było teraz. Wzięła głęboki wdech, a powietrze wypuściła ze swistem. To sprawiało ,że żyła.
- Moidmoiselle!- usłyszała krzyk z wewnątrz pomieszczenia.
-Que?- zapytała lekko piorytowana. Zawsze Anna przeszkadzała jej w najlepszym momencie. Nie miała wyczucia chwili. Tylko tym razem to nie była ona.
- Le telephone. C'est docteur !
Kobieta otworzyła szeroko oczy i ze zdziwienia, i zaniepokojenia. Doktor? Ale dlaczego? Szybko zerwała się z fotela i żwawo podeszła do słuchawki.
-Hallo?- zapytała, drżącym głosem.
- Tutaj Joe. Myślę że mnie pamiętasz. - uslyszawszy ten głos od razu uśmiech zagościł na jej twarzy.
-Joe. Ile to lat minęło?- powiedziała kobieta po angielsku z francuskim akcentem. Przypomniała sobie jak kiedyś mówili sobie ile dla siebie znaczą. Od razu po jej głowie zaczęły krążyć wszystkie wspomnienia. WSZYSTKIE. Te złe i te gorsze, te dobre i lepsze. Wszystkie.
- Troszeczkę.-słychać było ze uśmiecha się przez słuchawkę.
- Skąd masz mój numer?- zapytała z podejrzeniem.
- Słuchaj musiałem się skontaktować z tobą, a wiesz jak to jest. Jak ja to widzę. Jak ja to wszystko załatwiam.
- Niestety wiem.- powiedziała kobieta od razu sępiejąc. Nie wiedziała że jedna osoba może być jednocześnie ucieleśnieniem wszystkiego co najlepsze i wszystkiego co najgorsze. Jak to możliwe że ona jest taka niespójna?
- Dzwonią do Ciebie bo przyjeżdżam w tym tygodniu do Francji i chciałbym się z tobą spotkać.
- Nie jestem przekonana...
- Adele... Nie tęsknisz za tymi czasami kiedy byliśmy młodzi i wolni.- wiedział, że to jest jej słaby punkt. Znał ją bardzo dobrze. Mimo tych dzielących ich kilometrów i dziesięciu lat milczenia pamiętał wszystko.
- Joe... Proszę nie nalegaj. Nie wiem czy jestem na to gotowa. Pamiętasz ostatnie spotkanie... Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
- Ale to nie będzie nic zoobowiązującego. Tylko Ty, ja i najlepsza kawa w mieście. D'orangerie? Dobrze zapamiętałam ?
Adele uśmiechnęła się do słuchawki. Trzymała ją kurczowo. Kotłowało się w niej tyle emocji, że to był jedyny sposób, którym one ulatywały. Westchnęła z bezradności. Znał ją dobrze i znał jej słabe punkty. Nie było możliwości, żeby się go pozbyć.
- Tak. No niech będzie. Ale tylko na chwilę. Nie dłużej niż godzinę.- nie chciała dodawać że nie będzie wtedy sama. Coś wwymysli. Tak,żeby córka się nie dowiedziała.
- Wspaniale! To zadzwonię do Ciebie jak tylko wyląduje i wtedy się umowimy.
- Zgoda. Do widzenia monsieur.
- Do zobaczenia Adele.
Kobieta odłożyła słuchawkę i cicho westchnęła. Zaczęła się zastanawiać co robi ze swoim życiem.
Las Vegas 22.05.2008
"Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?"
To były pierwsze słowa zapisane dzisiejszego dnia w zeszycie. Siedział właśnie przy biurku, prracujac nad nowym numerem.
Do treści się zgadzał. Dlaczego napisanie jednej piosenki było dla mniego takie trudne. Miał już prawie wszystko to znaczy melodię. Tylko te przeklęte słowa.
Jego głowa była pełna pomysłów, a jednocześnie pusta i wypruta z jakiej kolwiek koncepcji. Co mu było z tego że wiedział o czym chcę pisać, gdy słowa nie przychodziły. Nie był w stanie nic wymyślić. Kiedy coś tylko napisał od razu przekreślał, bo mijało się to z celem. Co chwila kartki lądowały w koszu na śmieci. Powoli tworzył się z nich stożek. Kulki wysypywaly się z kosza lądując na ziemi. A tekstu jak nie było tak dalej nie ma. Alex chwycił się za głowę ,po czym przeczesal włosy. Jednak nie dało mu to takiego rezultatu, jakiego oczekiwał.
" Pożądanie"
Słowo ,które mignęło mu kiedy kartkował stary notes.
"Miłość "
"Złość "
"Sex"
"Upust"
"Emocje"
"Cisza"
"Stabilizacja"
"Głód"
"Pragnienie"
"Zawód "
"Zabawa"
Im bardziej skupiał się na słowach w notatniku, tym stawał się coraz pewniejszy. Chwycił za pióro i zawiesił je centymetr nad kartką. Poczuł jak ulatuje z niego ta ekscytacja i wena. Zdawało mu się ze jest jak trzcina wśród traw. Gdy nagle to powróciło z podwójną mocą. Albo nawet i potrójną. Poczuł przepływające przez niego natchnienie. Uwielbiał to uczucie i właśnie tego potrzebował teraz najbardziej.
Jego dłoń nieprzerwanie dotykała kartki. Pisał jakby w szale. Niczym huragan, który zostawia po sobie spustoszenie. Pisał jakby ktoś dyktował mu słowa ,jakby od tego zależało jego życie.
Opadł ciężko na oparcie krzesła, czując się pusty i wypruty z jakichkolwiek sił.
To były pierwsze słowa zapisane dzisiejszego dnia w zeszycie. Siedział właśnie przy biurku, prracujac nad nowym numerem.
Do treści się zgadzał. Dlaczego napisanie jednej piosenki było dla mniego takie trudne. Miał już prawie wszystko to znaczy melodię. Tylko te przeklęte słowa.
Jego głowa była pełna pomysłów, a jednocześnie pusta i wypruta z jakiej kolwiek koncepcji. Co mu było z tego że wiedział o czym chcę pisać, gdy słowa nie przychodziły. Nie był w stanie nic wymyślić. Kiedy coś tylko napisał od razu przekreślał, bo mijało się to z celem. Co chwila kartki lądowały w koszu na śmieci. Powoli tworzył się z nich stożek. Kulki wysypywaly się z kosza lądując na ziemi. A tekstu jak nie było tak dalej nie ma. Alex chwycił się za głowę ,po czym przeczesal włosy. Jednak nie dało mu to takiego rezultatu, jakiego oczekiwał.
" Pożądanie"
Słowo ,które mignęło mu kiedy kartkował stary notes.
"Miłość "
"Złość "
"Sex"
"Upust"
"Emocje"
"Cisza"
"Stabilizacja"
"Głód"
"Pragnienie"
"Zawód "
"Zabawa"
Im bardziej skupiał się na słowach w notatniku, tym stawał się coraz pewniejszy. Chwycił za pióro i zawiesił je centymetr nad kartką. Poczuł jak ulatuje z niego ta ekscytacja i wena. Zdawało mu się ze jest jak trzcina wśród traw. Gdy nagle to powróciło z podwójną mocą. Albo nawet i potrójną. Poczuł przepływające przez niego natchnienie. Uwielbiał to uczucie i właśnie tego potrzebował teraz najbardziej.
Jego dłoń nieprzerwanie dotykała kartki. Pisał jakby w szale. Niczym huragan, który zostawia po sobie spustoszenie. Pisał jakby ktoś dyktował mu słowa ,jakby od tego zależało jego życie.
Opadł ciężko na oparcie krzesła, czując się pusty i wypruty z jakichkolwiek sił.
Może wyda się to dziwne, ale kiedyś mp3 a tym bardziej iPod nie funkcjonowały. O telefonach dotykowych nawet nikt nie marzył . Były to tylko marzenia świrów ,którzy kochali technologię.
Życie wtedy wyglądało inaczej. Było trudniejsze, ale lepsze. Ludzie byli przez to mądrzejsi, sprytniejsi i inteligentniejszy. Umieli kombinować.
Wracając do sprzętów odtwarzajacych muzykę. Szczytem pragnień wtedy był walkman. Pudełko, które mieściło całą płytę cd i jeszcze odtwarzało, było czymś niezwykłym. Było marzeniem każdego nastolatka. O mp3 i iPodzie nawet się nie marzyło. Na szczęście historia dzieje się w czasach ,kiedy oba te sprzęty zawładnęły młodzieżą z całego świata. Kto nie miał małego pudełeczka, które mogło przechowywać mnóstwo piosenek, był nikim. Takim Mr.Nobody.
Fran opierała się o "harmonijkę" umieszczoną na środku autobusu, którym jechała do szkoły. Z torby wypchanej po brzegi książkami wyciągnęła mp3 i włączyła losowe odtwarzanie. Wsadziła słuchawkę w jedno ucho. W nim rozbrzmialy znajome dźwięki "Paradise City", odcinając ją od tego wszystkiego, co działo się na zewnątrz. Nie słyszała już kłótni dwóch kochanków przez telefon. Nie słyszała starszej Pani narzekajacej do swojej wnuczki o bolące kolana. Nie widziała już tych wszystkich śmiejacych się wokół pustych, marnych podróbek barbie. Nie widziała nikogo. Została sama ze sobą. Ze swoimi myślami, ze swoją muzyką. Ze swoim światem, który był wyjątkowy i tylko jej. Pełnym infantylnych rozrywek, ale i powarznych rozmyślań i dorosłych zachowań.
Wrzuciła do torby sprzęt grający i włożyła drugą słuchawkę odpływając daleko od rzeczywistości. Milion lat świetnych stąd.
Dawno nie dotykał gryfu. Gitara wiernie czekała na niego, kiedy jej właściciel imprezował i spotykał się ze znajomymi. Spragniona była nacisku jego palców na jej stronach; delikatnych, a jednak wystarczająco mocnych szarpnięć. Ciągle brakowało jej Sidorisa. Była jego pierwszą miłością, jego muzą. A teraz ją porzucił dla swoich znajomych. Nagle mu się zachciało życia towarzyskiego. Poczuła się nie kochana, nie doceniona.
Teraz leżała w kącie oparta o stojak ,który miał już swoje lata i chwila moment, mógł się rozlecieć. Tylko że Franek tego nie zauważał, bo nie miał czasu. Lekceważył ją od jakiegoś miesiąca. Pokazując jak zmieniły mu się wartości w życiu.
Miał siedemnaście lat. Wiek w tym wypadku gra rolę. Był w, tak zwanym etapie przejściowym, kiedy to szuka się siebie, swojej własnej tożsamości. Dąży się do niemożliwego i pragnie się być zauważonym. To wtedy kreuje sie system wartości, który co chwilę się zmienia, bo poznajesz smak czegoś nowego.
Nie można od niego zbyt wiele. To, że nie grał na gitarze przez ostatnie 3 tygodnie, nie oznacza, że o niej zapomniał. Wręcz przeciwnie, jego tęsknota się zwiększyła i zauważył ,że muzyka jest jedną z najważniejszych rzeczy dla niego. Dlatego, kiedy tylko wrócił do domu, rzucił plecak na podłogę i delikatnie chwycił instrument. Przejechał ręką po stronach, żeby zobaczyć czy Gitara jest nastrojona. Ale jak mogła być, skoro nie używana była przez tak długi czas. Sidoris zaczął majstrować przy pokrętłach ,aby ustawić odpowiednie brzmienie. Kiedy udało mu się uzyskać idealny dźwięk chwycił "C". Później D i e-dur.
Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zaczął grać "Sweet Emotion" Aerosmith.
Na początku....kim do chuja jest Adele?
OdpowiedzUsuńAle coś przegapiłam, albo...nie wiem
Ogólnie dzisiaj mało kapuję.
Mam ciężki dzień, więc komentarz może być dziwny :P
Franek i Frances...oni w końcu są razem czy nie?
Lepiej, żeby byli, bo inaczej twój sen o zombie sie spełni ;)
Ogólnie, rozdział najlepszy z wszystkich, powaga :D
Szkoda, że zjebałam go moim chujowym komentarzem, ale szczerze mówiąc, sram na to, bo post był zajebiście świetny i oby więcej takich :*
Czekam na kolejny :D
Ps. Nie sprawdzam błędów, ani nie czytam, żeby zobaczyć, czy mój komentarz ma sens, bo jestem zbyt leniwa ;)
Pozdrawiam <3 // Illusion