poniedziałek, 22 czerwca 2015

S.1 odc.7

Hej!
Mam nadzieję że nie rozczaruje was tym rozdziałem. Uważam, że jest niezły, ale nic się w sumie nie dzieje.
Dlatego dziękuję za komentarze ale chętnie poczytalabym więcej xd zapraszam do czytania i komentowania
Wiki


Pewność siebie polega na świadomości,
że możesz coś zrobić,
nawet zanim SPRÓBUJESZ.
~Duff McKagan ~



New York,  31.12.2007-1.01.2008

Nowy rok jest tak na prawdę jedynie umowną granicą. To wtedy wymyślamy nowe postanowienia, że życie się zmieni.A tak na prawdę nikt nie bierze ich na poważnie. Nie dąży do spełnienia ich.
Nowy Rok tak na prawde jest kontynuacją poprzedniego. Kontynuacją życia.
Co prawda w ciągu tego roku jesteś w stanie poznać nowych ludzi, czychają na Ciebie nowe przygody ,doświadczenia, zawody, rozczarowania, radości, uzależnienia, marzenia, cele, nowe przeszkody do pokonania, nowe prawa do przyswojenia, nowe odkrycia naukowe....
Ale tak na prawdę i tak by to było. Ciągle by istniał czas i rozwój. Zmiana daty tylko porządkuje odbieranie świata i pozwala go w jakiś sposób uporządkować. Aby panaowala HARMONIA ,a nie CHAOS.
Bo aby można było żyć, potrzebny jest porządek. Gdyby dopadła go anarchia... Nic by nie było takie samo. Panowała by jedna wielka samowola, która uprzykszała by życie, a nie była wolnością. Bo wolność musi być uwarunkowana jakimiś ograniczeniami.
Sylwester.
Nic nowegoC'est
Ogle to samo święto.
Ale jakby coś innego.
Jest podsumowaniem roku, żeby można było wejść w coś "nieznanego" z czystą kartą.
Nowy Rok.
Nowy Jork.
Czy to nie jest ironiczne?
- Od tego roku nie będę pił!- krzyknął mężczyzna w okularach, przechylajac kolejny kieliszek wódki. Poczuł znajome pieczenie w gardle i uśmiechnął się ponuro jakby sam do siebie. Wiedział o tym, że to tylko kolejne kłamstwo płynące z jego ust. Ostatnio tylko to potrafil. Kłamać. Ale musiał, żeby przeżyć. - I zapomnę o tej piździe. -dodał już szeptem.
Bar już powoli pustoszał, a mężczyzna ciągle siedział przy barze, licząc że ten Sylwester będzie inny. Że tym razem zapomni o wszystkim co go spotkało dotychczas. Zdawał sobie sprawę że źle robi. Że to jego wina ,że miłość jego życia odeszła od niego. Że pozbawił się rodziny. Ale on chciał dobrze, a one tego nie mogły zrozumieć. Dlaczego do nich nic nie docierało?
Ale przez jedną złą decyzje, życie stało się koszmarem. Już próbował z nim skończyć, ale co by to dało? I tak by nikt nie tęsknił ,nikt nie pamiętał o tym człowieku co zrobił wszystko dla rodziny. Tak, że teraz jej nie ma.
A co do Gerarda to jest przekonany że dla niego to tylko jedna osoba mniej. Nie znaczący procent tego co ma. O jednego upierdliwca mniej. Miał racje i dobrze zdawał sobie z tego sprawę.Jak nie teraz to i tak w końcu znajdzie sposób żeby go upierdolić. Bo czasem był mu kulą u nogi. Ale on wiedział za dużo. Wiedział coś czego nie wiedzial NIKT inny.
Kiwnał dłonią w stronę barmana na znak żeby polał jeszcze jednego.
Uniósł kieliszek w geście pozdrowienia.
- Za twoje życie. Żeby było lepsze niż moje.
Znowu poczuł jak piecze w gardle, tym razem było to znacznie mocniejsze uczucie niż wcześniej.


Las Vegas, 15.04.2008

He said,
"Lost my way
This bloody day
Lost my way"
Oh, please wash away
But blood stained the sun red today
Ta piosenka chodziła po głowie Frances, Ale dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć tytułu. Wiedziała że to kawałek Metalliki, bo był to ulubiony zespół Davea. Kiedy byli wczoraj w Hard Rock Cafe chłopak jak tylko usłyszał tą piosenkę zaczął udawać że śpiewa do widelca. Alex udawał że gra na perkusji, a Franek na gitarze. Newman razem z Kateriną nie mogły przestać się śmiać z głupoty chłopaków.
Jedna z nich o mało co nie zaksztusiła się milkshake'm który właśnie piła ,kiedy Alex wsadził sobie rurkę do zęba i tak wybijal rytm. Ciężko może sobie to wyobrazić, ale wyglądało to tak jakby lew morski próbował przebić stół. I nie wiedzieć czemu cały czas mu się ten ząb wyginal.
He said,
"Lost my way
This bloody day
Lost my way"
Oh, please wash away
But blood stained the sun red today
-Ronnie!- krzyknęła podekscytowana Frances. Siedzieli właśnie na placu, bo była długa przerwa.
Dave i Franek popatrzyli na nią ze zdziwieniem.
-Cały czas chodzi mi,po głowie ta piosenka co wczoraj "graliście" .- powiedziała ostatnie słowo podkreślając i pokazując w powietrzu cudzysłow.
-Hahahaha- Briggs zaczął się śmiać po chwili dołączyła do niego reszta ponieważ, jego śmiech był bardziej zaraźliwy niż grypa.


Lyon 19.04. 2008


Starsza kobieta siedziała w swoim ulubionym fotelu w ogrodzie. Położyła ostrożnie swoje pomarszczone dłonie na podłokietnikach i położyła plecy wygodnie na oparciu. Lekki wiatr rozwial jej krótkie włosy, ale ona czuła ze tak było jej dobrze. Siedząc tak zawsze czuła się jak w 1970, kiedy to właśnie dzięki tej bliskości z naturą kupiła ten dom razem z mężem. Czuła się jak ta 20latka zapatrzona w miłość jej życia. Jak ta kobieta, która nieznajaca życia młoda osoba, dla której wszystko było możliwe. Dla której cały świat stał otworem.
Zawsze wtedy zamykała oczy i brała głęboki wdech, aby poczuć to świeże powietrze. Tak też było teraz. Wzięła głęboki wdech, a powietrze wypuściła ze swistem. To sprawiało ,że żyła.
- Moidmoiselle!- usłyszała krzyk z wewnątrz pomieszczenia.
-Que?- zapytała lekko piorytowana. Zawsze Anna przeszkadzała jej w najlepszym momencie. Nie miała wyczucia chwili. Tylko tym razem to nie była ona.
- Le telephone. C'est docteur !
Kobieta otworzyła szeroko oczy i ze zdziwienia, i zaniepokojenia. Doktor? Ale dlaczego? Szybko zerwała się z fotela i żwawo podeszła do słuchawki.
-Hallo?- zapytała, drżącym głosem.
- Tutaj Joe. Myślę że mnie pamiętasz. - uslyszawszy ten głos od razu uśmiech zagościł na jej twarzy.
-Joe. Ile to lat minęło?- powiedziała kobieta po angielsku z francuskim akcentem. Przypomniała sobie jak kiedyś mówili sobie ile dla siebie znaczą. Od razu po jej głowie zaczęły krążyć wszystkie wspomnienia. WSZYSTKIE. Te złe i te gorsze, te dobre i lepsze. Wszystkie.
- Troszeczkę.-słychać było ze uśmiecha się przez słuchawkę.
- Skąd masz mój numer?- zapytała z podejrzeniem.
- Słuchaj musiałem się skontaktować z tobą, a wiesz jak to jest. Jak ja to widzę. Jak ja to wszystko załatwiam.
- Niestety wiem.- powiedziała kobieta od razu sępiejąc. Nie wiedziała że jedna osoba może być jednocześnie ucieleśnieniem wszystkiego co najlepsze i wszystkiego co najgorsze. Jak to możliwe że ona jest taka niespójna?
- Dzwonią do Ciebie bo przyjeżdżam w tym tygodniu do Francji i chciałbym się z tobą spotkać.
- Nie jestem przekonana...
- Adele... Nie tęsknisz za tymi czasami kiedy byliśmy młodzi i wolni.- wiedział, że to jest jej słaby punkt. Znał ją bardzo dobrze. Mimo tych dzielących ich kilometrów i dziesięciu lat milczenia pamiętał wszystko.
- Joe... Proszę nie nalegaj. Nie wiem czy jestem na to gotowa. Pamiętasz ostatnie spotkanie... Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
- Ale to nie będzie nic zoobowiązującego. Tylko Ty, ja i najlepsza kawa w mieście. D'orangerie? Dobrze zapamiętałam ?
Adele uśmiechnęła się do słuchawki. Trzymała ją kurczowo. Kotłowało się w niej tyle emocji, że to był jedyny sposób, którym one ulatywały. Westchnęła z bezradności. Znał ją dobrze i znał jej słabe punkty. Nie było możliwości, żeby się go pozbyć.
- Tak. No niech będzie. Ale tylko na chwilę. Nie dłużej niż godzinę.- nie chciała dodawać że nie będzie wtedy sama. Coś wwymysli. Tak,żeby córka się nie dowiedziała.
- Wspaniale! To zadzwonię do Ciebie jak tylko wyląduje i wtedy się umowimy.
- Zgoda. Do widzenia monsieur.
- Do zobaczenia Adele.
Kobieta odłożyła słuchawkę i cicho westchnęła. Zaczęła się zastanawiać co robi ze swoim życiem.


Las Vegas 22.05.2008

"Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?"
To były pierwsze słowa zapisane dzisiejszego dnia w zeszycie. Siedział właśnie przy biurku, prracujac nad nowym numerem.
Do treści się zgadzał. Dlaczego napisanie jednej piosenki było dla mniego takie trudne. Miał już prawie wszystko to znaczy melodię. Tylko te przeklęte słowa.
Jego głowa była pełna pomysłów, a jednocześnie pusta i wypruta z jakiej kolwiek koncepcji. Co mu było z tego że wiedział o czym chcę pisać, gdy słowa nie przychodziły. Nie był w stanie nic wymyślić. Kiedy coś tylko napisał od razu przekreślał, bo mijało się to z celem. Co chwila kartki lądowały w koszu na śmieci. Powoli tworzył się z nich stożek. Kulki wysypywaly się z kosza lądując na ziemi. A tekstu jak nie było tak dalej nie ma. Alex chwycił się za głowę ,po czym przeczesal włosy. Jednak nie dało mu to takiego rezultatu, jakiego oczekiwał.
" Pożądanie"
Słowo ,które mignęło mu kiedy kartkował stary notes.
"Miłość "
"Złość "
"Sex"
"Upust"
"Emocje"
"Cisza"
"Stabilizacja"
"Głód"
"Pragnienie"
"Zawód "
"Zabawa"
Im bardziej skupiał się na słowach w notatniku, tym stawał się coraz pewniejszy. Chwycił za pióro i zawiesił je centymetr nad kartką. Poczuł jak ulatuje z niego ta ekscytacja i wena. Zdawało mu się ze jest jak trzcina wśród traw. Gdy nagle to powróciło z podwójną mocą. Albo nawet i potrójną. Poczuł przepływające przez niego natchnienie. Uwielbiał to uczucie i właśnie tego potrzebował teraz najbardziej.
Jego dłoń nieprzerwanie dotykała kartki. Pisał jakby w szale. Niczym huragan, który zostawia po sobie spustoszenie. Pisał jakby ktoś dyktował mu słowa ,jakby od tego zależało jego życie.
Opadł ciężko na oparcie krzesła, czując się pusty i wypruty z jakichkolwiek sił.

Może wyda się to dziwne, ale kiedyś mp3 a tym bardziej iPod nie funkcjonowały. O telefonach dotykowych nawet nikt nie marzył . Były to tylko marzenia świrów ,którzy kochali technologię. 
Życie wtedy wyglądało inaczej. Było trudniejsze, ale lepsze. Ludzie byli przez to mądrzejsi, sprytniejsi i inteligentniejszy. Umieli kombinować. 
Wracając do sprzętów odtwarzajacych muzykę. Szczytem pragnień wtedy był walkman. Pudełko, które mieściło całą płytę cd i jeszcze odtwarzało, było czymś niezwykłym. Było marzeniem każdego nastolatka. O mp3 i iPodzie nawet się nie marzyło. Na szczęście historia dzieje się w czasach ,kiedy oba te sprzęty zawładnęły młodzieżą z całego świata. Kto nie miał małego pudełeczka, które mogło przechowywać mnóstwo piosenek, był nikim. Takim Mr.Nobody.
Fran opierała się o "harmonijkę" umieszczoną na środku autobusu, którym jechała do szkoły. Z torby wypchanej po brzegi książkami wyciągnęła mp3 i włączyła losowe odtwarzanie. Wsadziła słuchawkę w jedno ucho. W nim rozbrzmialy znajome dźwięki "Paradise City", odcinając ją od tego wszystkiego, co działo się na zewnątrz. Nie słyszała już kłótni dwóch kochanków przez telefon. Nie słyszała starszej Pani narzekajacej do swojej wnuczki o bolące kolana. Nie widziała już tych wszystkich śmiejacych się wokół pustych, marnych podróbek barbie. Nie widziała nikogo. Została sama ze sobą. Ze swoimi myślami, ze swoją muzyką. Ze swoim światem, który był wyjątkowy i tylko jej. Pełnym infantylnych rozrywek, ale i powarznych rozmyślań i dorosłych zachowań.
Wrzuciła do torby sprzęt grający i włożyła drugą słuchawkę odpływając daleko od rzeczywistości. Milion lat świetnych stąd.

Dawno nie dotykał gryfu. Gitara wiernie czekała na niego, kiedy jej właściciel imprezował i spotykał się ze znajomymi. Spragniona była nacisku jego palców na jej stronach; delikatnych, a jednak wystarczająco mocnych szarpnięć. Ciągle brakowało jej Sidorisa. Była jego pierwszą miłością, jego muzą. A teraz ją porzucił dla swoich znajomych. Nagle mu się zachciało życia towarzyskiego. Poczuła się nie kochana, nie doceniona.
Teraz leżała w kącie oparta o stojak ,który miał już swoje lata i chwila moment, mógł się rozlecieć. Tylko że Franek tego nie zauważał, bo nie miał czasu. Lekceważył ją od jakiegoś miesiąca. Pokazując jak zmieniły mu się wartości w życiu. 
Miał siedemnaście lat. Wiek w tym wypadku gra rolę. Był w, tak zwanym etapie przejściowym, kiedy to szuka się siebie, swojej własnej tożsamości. Dąży się do niemożliwego i pragnie się być zauważonym. To wtedy kreuje sie system wartości, który co chwilę się zmienia, bo poznajesz smak czegoś nowego.
Nie można od niego zbyt wiele. To, że nie grał na gitarze przez ostatnie 3 tygodnie, nie oznacza, że o niej zapomniał. Wręcz przeciwnie, jego tęsknota się zwiększyła i zauważył ,że muzyka jest jedną z najważniejszych rzeczy dla niego. Dlatego, kiedy tylko wrócił do domu, rzucił plecak na podłogę i delikatnie chwycił instrument. Przejechał ręką po stronach, żeby zobaczyć czy Gitara jest nastrojona. Ale jak mogła być, skoro nie używana była przez tak długi czas. Sidoris zaczął majstrować przy pokrętłach ,aby ustawić odpowiednie brzmienie. Kiedy udało mu się uzyskać idealny dźwięk chwycił "C". Później D i e-dur. 
Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zaczął grać "Sweet Emotion" Aerosmith.

niedziela, 7 czerwca 2015

S.1 odc.6

Hejka
Dzisiaj szybko, krotko i na temat... Albo i nie Xd w każdym razie przepraszam, że długo nie dodawałam. Nie moja winą... No dobra trochę, bo mogłam na telefonie dodać, ale miałam nadzieję że laptop się naprawi, niestety nie :/ a miałam tam tyle świetnych tekstów ;( Będzie mi ich brakować. Najgorsze że wy ich nie przeczytacie ;_;
Może uda mi się je odtworzyć ;) liczę na to głęboko. Dziękuję za cierpliwość ,Przepraszam jak zwykle za błędy i enjoy ❤



Las Vegas 6.12.2007
  Nadeszła ta chwila.
  Dziewczyna delikatnym ruchem założyła torbę na ramię i wyszła z klasy. Oczywiście jako ostatnia. Próbowała przedłużyć ten moment. Chciała mieć go za sobą, ale jednocześnie nie chciała być w trakcie tej rozmowy. To była najgorsza część tego wszystkiego. Starała się unikać chłopaka, jednak kiedy nie było to możliwe, udawała, że jest ok.
  Cicho westchnęła uśmiechając się do nauczyciela, czekającego aż wszyscy wyjdą, by w spokoju przygotować się do następnej lekcji. Mijała wszystkich uczniów. Widziała bardziej i mnije znajome twarze. Z tymi pierwszymi witała się, jeżeli do tej pory jej się to nie udało, a resztę obserwowała. Kilka par siedzących na parapecie, czy trzymających się za ręce. Uśmiechnęła się na widok dwóch dziewczyn tańczących przy wejściu na stołówkę. Często to robiły, żeby "rozweselić szkolną szarą masę". Przynajmniej tak mówiły. Jak na razie działało.
 Im bliżej celu, tym jej serce zaczynało mocniej bić. Nie była na to w pełnni gotowa... Albo poprostu bała się ,że jest.
 Zobaczyła jak siedzi przy ich stoliku. Bawił się rurką w swoim napoju. Serce przyśpieszyło, prawi wypadając z klatki piersiowej. Ręce delikatnie zaczęły się pocić. Bicie jej własnego serca zagłuszały jakiekolwiek dźwięki z zewnątrz. Nie mogła niestety na o nic poradzić.
Jak już zaczęła, to trzeba dopiąc sprawę do końca.

Wodził palcem wskazującym po jej plecach. Ona odpowiedziała cichym mruknięciem, odwracając się twarzą w jego stronę. Zadowolony uśmiechnąl się do niej zawadiacko i cmoknął ją w usta.
- Wiesz, że jesteś wspaniała.- wyszeptał. Dziewczyna słysząc te słowa, poczuła dreszcze przechodzące wzdłuż jej kręgosłupa. Delikatnie się zarumieniła, uśmiechając się przy tym.
- A ty niesamowity.- położyła mu dłoń na klatce piersiowej. On przykrył ją swoją, po czym objął ją jedną ręką.
Leżeli już w kantorku dłuższą chwilę. Przerwa zaczęła sie jakieś pół godziny temu,a le dla nich czas się zatrzymał. Byli w sobie zakochani, chodź rzadne z nich nie chciało tego. Bało się tego uczucia, jednak potrzebowali się siebie nawzajem, jak mysz sera. To była niesamowita więź.
- Musiimy się już zbierać.- powiedziała rozsądnie Katherina z tym swoim charakterystycznym akcentem. Chłopaka jeszcze bardziej to podniecało. Zaczął, jak to mężczyzna, narzekać, ae dziewczyna była nieugięta i wypchnęła Dave'a z materaca. Ten upadł na zimne linoleum i od razu podniusł się do pozycji pionowej. Oboje szybko się ubrali i złąpali za ręce.
Briggs przyciągnął dziewczynę do siebie i pocałował ją bardzo namiętnie, tak jak jeszcze nigdy. Dał jej tym do zrozumienia, że to dopiero początek. Kiedy sie od siebie oderwali, dziewczyna miała zaróżowione policzk i zrobiło jej się ciepło.
- Lepiej chodźmy, bo inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy.- uśmiechnął się zadziornie chłopak. Dziewczyna zachichotała i wtuliła się w Dave'a.

Podnósł wzrok, a jego serce zaczęło bić mocniej, tak że nie by w stanie skupić się na niczym innym. Zastygł trzymając w lewej ręce rurkę z napoju. Na chwilę zamarzł. Jak to możliwe, ze jednak przyszła. Aż do teraz nie był pewny czy się pojawi.  I jest tu.
Szybko się otrząsnął i wstał. Bo tak wypada prawda?
-Cześć.- powiedział, po czym dziewczyna mu odpowiedziała tym samym.
Podszedł do niej i wyciągnął ręcetak, aby się przytulić na powitanie. Jednak dziewczyna wyciągnęła rękę. Oboje poczuli się niezręcznie. I zamienili się miejscami. Teraz to on trzymał rękę zwisającą w jej stronę, a ona miałą ręce gotowe do przytulenia. Frank uśmiechnął się do niej i wskazał ręką stolik.
- Może siądziemy, tak będzie bezpieczniej.- Frances uśmiechnęła się do niego, kiwając głową. Usiadła na przeciwko Sidorisa. Chłopak poprawił okulary.
- Wiesz...- zaczęli oboje. II znowu ten niezręczny moment. Oboje spłonęli rumieńcem.
- Zacznij.- poiwedziała.
- Nie,ty pierwsza. W końcu to ty chciałaś się spotkać.- uśmiechnął się do niej, a raczej wykrzywił usta w taki sposób, zeby imitowały kształt uśmiechu.
- Okej.- powiedziała, uśmiechając się, chodź nie miała ochoty. Chłopak nie mógł przestać się zachwycać jej urodą. Była dla niego idealna. Była, kimś niezwykłym. Kimś kto w ciągu kilku miesięcy, był w sanie wywrócić jego życie do góry nogami. Kimś kto go wprowadził na nowo do świata żywych. No, dobra głównym czynnikiem był Dave, ale to nie on sprawiał, że FRanek chciał być coraz lepszy. To ona dawała mu przez ten cały czas energię, chodź nie zdawał sobie z tego aż takiej sprawy. Teraz to wiedział. Teraz kiedy ona tu była patrząc na niego, tymi swoimi niesamowitymi oczami. Zakładając delikatnie kosmyk włosów za ucho.
Każdy jej gest był czymś niezwykłym, czego nie zapomni do końca swojego życia.
- Musimy wreszcie porozmawiać o tym co się stało na imprezie..- zaczęła. Chciałą mieć to już za sobą.- Wiesz to... - zawiesiła się nie będąc pewna co powiedzieć. No bo czym tak na prawdę to było. Niesamowitym doznaniem po którym chce więcej? Chce zobaczyć jaki Frank potrafi być czuły? Nie powie mu przecież tego. Nie było by to w jej stylu, ani nie zdobędzie się na takie wyznania.
-... było dziwne.- dokończył. Zobaczył minę dziewczyny i od razu pożałował, że to powiedział. Wyciągnął przed siebie ręce mocno gestykulując.
- Nie to nie tak. Nie o to mi chodziłó.- poiedział i rozlał swój napoój na stolik. Odskoczył jak oparzony i podszedł do Fran. Odciągnął ją od stolika, a sam sięgnął po plecak, aby wyciągnąć husteczki higieniczne.
- Przepraszam bardzo.- powiedział ścierając lepki płyn.- Nie powinno się ak stac. Za mocno gestykuluje! Jaki ja jestem głupi.
 - Nie jesteś.- powiedziała dziewczyna pmagając mu uporać się z czyszczeniem blatu.
Popatrzyli na siebie i uśmiechnęli. To był moment, w którym stało się dla nich wszysko jasne.

   Wróciła wcześniej niż się spodziewała do domu. Ulżyło jej kiedy wymieniła się dyżurami z Josie. Dzięki temu mogła kupic swoim córkom mikołajowe prezenty. Dla Frances kupiła koszulkę z logiem zespołu " Guns n' Roses", a małej Amy dużego brązowego misia, któego urała w czerwoną kokardkę na szyi. Pakunki położyła u każdej z dziewczyn w pokoju, po czym poszła do własnego. Przysiadła na brzegu łóżka. Odgarnęła spadające jej na twarz kosmki włosów izwiązała je w kitkę.
Prostując się, jej wzrok przykuła stojąca na komodzie szkatułka. Tam było wszystko na czym jej zależało. Pierścionek zaręczynowy, pierwsze mleczne zęby dziewczynek, kilka fotografii oraz złoty łańcuszek z diamencikiem. To była jedna z najcenniejszych rzeczy w pudełku. Była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Kobieta przypomniała sobie, jak babacia zawsze się śmiała, zepłynie w nim francuska krew.
A ona ją splamiła.
Ale nie zmieniła by nigdy niczego w swoim życiu. Gdyby przyszło jej się cofnąć w czasie, nie zmieniła by nic. No może oprócz tego, że starałaby się być częściej w domu, żeby mąż nie musiał się zajmować innymi rzeczami...

- Więc między nami wszystko w porządku?- zapytał, aby się upewnić. Dziewczyna kiwnęła głową, przytulając się do chłopaka.
- Jak najbardziej. Dziękuję, że to sobie wyjasniliśmy. Franio gdzie teraz masz?
- W 11a chemię, a ty?
- Fotografię w 8.
- To widzimy się, przy szafce Dave'a , jak zawsze?
- Jasne. Na razie!- machnęła przyjacielowi Frances. Nie była do końca zadowolona z takiego obrotu sprawy. Chciałą czegoś, ale oboje stwierdzili, że nie warto psuć tego wszystkiego, bo ile się zmają? Trzy miesiące?
Dla niektórych to bardzo dużo. Dla nich też,ale... No właśnie. Nie chcą psuć tego co mają, bo im wystarcza. Oboje chcą czegoś wspaniałego, chcą rozpalic tą iskrę,ale oboje są zbyt ostrożni, aby zburzyć mury. Może kiedyś.... Nie teraz.
Frances szła wzdłuż szafek, w stronę swojej, aby wyciągnąć książki. Cały czas pod nosem uśmiechała się delikatnie, bo w jej głowie ciągle żyło spotkanie z Frankiem.