Aaaaa dzięki za 1207 wyświetleń <3
Czy Bóg przebaczy mi te wszystkie podłości, które popełnił czarny mężczyzna, by nakarmić swoje dzieci?
~Tupac Amaru Shakur~
Las Vegas, 15.12.2008
Dziewczyna objęła chłopaka. W jej
oczach widoczne było ogromne przerażenie wywołane tym co ma zaraz nadejść.
Kolejna wizyta u ginekologa tylko potwierdzi, albo zaprzeczy ich obawy. Katherina
spojrzała na swojego chłopaka. Dave popatrzył na nią z góry, tuląc ją do siebie
mocniej i całując w czubek głowy.
- Kocham cię ,wiesz?- zapytał uśmiechając
się do niej, dodając jej w ten sposób otuchy.
- Ja ciebie też. Nie wyobrażam
sobie co by było, gdyby...- nie dane jej było dokończyć, bo chłopak położył na
jej ustach palec wskazujący.
- Cii... Nie ma co gdybać.
Najważniejsze jest to co jest tu i teraz.- powiedział całując ją delikatnie.
Dziewczynie zaczęło bić szybciej serce, jak za każdym razem, kiedy ją dotykał,
czy całował. Czuła się tak jak wtedy na imprezie, kiedy się poznali i
pocałowali w tej nieszczęsnej grze w butelkę. Jak mogła wtedy myśleć, że Alex
to jest jej miłość życia, że to z nim chce być. Nie widziała tego jak traktuje
inne kobiety.
Na szczęście spotkała
najcudowniejszego mężczyznę na ziemi i pokochała go całą sobą. Jest dla niej
tym jedynym, cieszy się, że spędzi z nim ostatnie chwile swojego życia. Pierwszy
raz może powiedzieć, że zasłużyła sobie na niego. To Bóg jej go zesłał, aby
była wreszcie szczęśliwa i uwolniła się spod klosza rodziców. Teraz sama będzie
matką. Niestety nie nacieszy się tym długo, jednak wspaniałe jest to, że pozostawi
coś po sobie. Małego człowieczka. Ma tylko nadzieję, że będzie miał zapewnioną
jak najlepszą opiekę, przez tego którego tak bardzo kocha i tego, który tak dba
o nią.
Poczuła na swoim policzku, jak Dave
ją całuje, po czym kładzie tam swoją dłoń, do której Katherina się wtula. Tak,
to jest człowiek, który NIGDY jej nie zawiedzie.
Lyon, 31.12.2008-01.01.2009
.... ....
Całe
życie nas czegoś uczy. Codzienne dowiadujemy się czegoś innego, zaczynając
postrzegać świat w inny, zupełnie odmienny sposób. Coś co wydawało nam się
oczywiste, teraz budzi wiele wątpliwości.
Coś co sprawiało radość, wbija nóż głęboko w
serce. To czego nie ma, nagle zaczyna istnieć. Czy potwory w mojej głowie po prostu
z niej wychodzą, przyjmując rzeczywistą formę?
Czy
wszystkie moje lęki nagle wzmagają się i kumulują wewnątrz, by dać mi niespodziewany
cios
prosto w twarz? Dlaczego on tak bardzo boli?
Dlaczego jedynie coś co wzmaga moje największe
lęki ,o ironio, jest w stanie mnie z nich wyciągnąć? Dlaczego życie musi
składać się z tylu paradoksów? Zastanawiam się na ile moje życie różni się od
życia innych...
Ciekawe
co teraz robi Franio...
A
Dave? Co z Katherine? Urodzi małego bobaska?
Dlaczego
zamykam się na świat? DLACZEGO ?!?!?!?!?
Kocham
ich! Każdego z osobna. Nawet to nienarodzone dziecko. Każdego... Z kilkoma wyjątkami.
Nienawidzę
Liz, bo wpakowała mnie w to jebane gówno.
Nienawidzę
Javiera, bo mnie wciągnął bardziej.
Nienawidzę
Paula, bo jest obrzydliwym ćpunem.
Nienawidzę
Patricka, bo zawsze częstuje herą "najlepszych przyjaciół".
I
przede wszystkim nienawidzę SIEBIE, bo dałam się im wciągnąć.
....
Las Vegas
31.01.2009
Hałas, harmider, zamieszanie całkowite. Nikt nie jest w stanie
powiedzieć ani jednego słowa. Pielęgniarki biegają niepotrzebnie robiąc większy
zamęt. Tylko psują wszystko. Mają uspokajać ludzi, a nie wprowadzać w nich
większy niepokój. Frank patrzy zdezorientowany na mijających ich ludzi, gładząc
plecy przyjaciela. Briggs dawno nie był tak spięty. Nawet wtedy, kiedy jego
ciotka Matylda nie zaakceptowała związku jego i Kat, wyzywając ją od rosyjskich
dziwek. Teraz to już nie ważne, bo ona umiera, a chłopak nie może nic robić.
Tylko czeka z nadzieją na cud. Jakikolwiek. Chce cieszyć się tym, że zaraz
zostanie ojcem, ale jak to się może stać, skoro jednocześnie to małe
stworzonko, ten mały człowieczek, zabija własną matkę. I to jeszcze właśnie z
jego powodu. Chciałby teraz trzymać jej dłoń i szeptać jej do ucha jak bardzo
ją kocha i jak mocno trzyma za nią kciuki. Ale nie może, bo wyrzucili go z sali
i teraz nie może zobaczyć swojej miłości życia.
Schował twarz w dłonie. Jak mógł do tego dopuścić. Czuje jak Frank
klepie go po plecach, po czym sztywnieje. Patrzy na przyjaciela i widzi, że ten
jest jak posąg. Oczy ma wypełnione strachem i parzy w otchłań. Podąża za jego
wzrokiem. I już rozumie.
Podnosi się natychmiast i biegnie w stronę ukochanej, która jest
wieziona przez pielęgniarki i kilku lekarzy. Krzyczą coś, ale on nawet nie jest
w stanie zrozumieć słów. Patrzy tylko na Kat i chwyta jej dłoń uśmiechając się
do niej najszczerzej jak w tej chwili potrafi. Nie jest to trudne, ponieważ
zawsze, kiedy ją widzi, nie może powstrzymać się od wielkiego banana na twarzy.
Korzystając z okazji, że jest bliko chwyta jej rękę.
Dziewczyna patrzy na niego, a na jej twarzy nie widać już przerażenia,
jedyne co można wyczytać to ogromna ulga i bezgraniczna miłość. Bezgłośnie mówi
mu, że go kocha, a on odwdzięcza się jej tym samym. Nagle Kat czując
przeszywający ból, krzyczy. Kolejny skurcz. Tym razem dużo silniejszy niż
poprzedni. Patrzy na zmartwioną twarz Dave'a i mimo ogromnego bólu, uśmiecha
się do niego. Dostrzega twarz Franka, który jest wyraźnie zmartwiony. Promiennie
się do niego uśmiecha próbując dodać mu otuchy, chodź to ona jej potrzebuje
najbardziej wiedząc, że właśnie jedzie na swoją śmierć.
Lyon, 31.01.2009
Kobieta odłożyła torbę na wieszak i poszła do salonu. Zobaczyła tam
swoje dwie córki, oglądające jedną z francuskich bajek. Mimowolnie uśmiechnęła
się pod nosem. Dawno nie widziała, żeby spędzały czas razem.
Amy leżąc Fran na kolanach, pokazuje palcem na jakąś postać i śmieje się
bez opamiętania. Dzisiaj czeka ją ciężki wieczór, więc postanawia dołączyć do
nich na chwilę. Całuje najmłodszą córkę w czubek głowy, a następnie mierzwi
włosy Fran, siadając na fotelu obok.
- Co oglądacie?- pyta.
- " Spongebob'a"-
odpowiada uśmiechnięta Amy i wraca do oglądania bajki. Kobieta zdaje sobie
sprawę jak bardzo oddaliła się od swoich dzieci i jak bardzo zmieniło się ich
życie, od kiedy mieszkają razem z jej matką oraz z ojcem Fran. Mężczyzna dużo
namieszał w ich życiu, zabierając czas, który przeznaczała córkom, i ponownie
wprowadzając do niego chaos. Często przed pójściem spać, zastanawiała się czy
było warto. Ale waśnie wtedy przemyślenia przerywał jej on, wtulając się do
pleców swojej ukochanej.
Ponoć nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale przecież stara
miłość nie rdzewieje.
W tym samym czasie
Las Vegas..
Dave oparł czoło o szybę. Nie pozwolono mu wejść do środka. Zastanawiał
się ciągle dlaczego? Dlaczego musiał tutaj stać. Sam i ciągle nic nie wiedząc.
Franka odesłał do domu godzinę temu. Operacja trwa ponad dwie... Odepchnął się
od ściany i usiadł na krzesełku, chowając twarz w dłonie. Usłyszał trzask i
podniósł się jak oparzony. Zobaczył pielęgniarkę idącą szybkim krokiem.
- Przepraszam!- krzyknął w jej
stronę. Ona odwróciła głowę w jego stronę, ale nie zatrzymała się.
-Tak?- wyrwało się z jej ust.
- Co z Kat?- zapytał wyginając
palce ze zdenerwowania.
- Jest pan z rodziny?- zapytała.
-Tak,- odpowiedział po chwili
wahania.- narzeczony.
- Hm… Nie jestem pewna do końca, czy
mogę pana o czymkolwiek poinformować. Wie pan procedury trzymają mnie w garści.
A teraz przepraszam, ale się śpieszę.
- Ale jestem narzeczonym!- krzyknął
do niej.
- Ale nie mężem.- powiedziała i
zniknęła za drzwiami. Chłopak nie mógł się już powstrzymać, a po jego policzku
spłynęła samotna łza.
W tym samym czasie, po drugiej stronie miasta.
Nie potrafił wysiedzieć w jednym miejscu
dłużej niż minutę. Jego matka przypatrywała się każdemu ruchowi syna. Od kiedy
wrócił do domu był jak na szpilkach. Nie wiedziała co się dzieje, a Frank nie
był skory do jakiejkolwiek rozmowy. Dawno nie widziała go w takim stanie.
Ostatnim razem Frances wyjeżdżała, a chłopak się denerwował tym, że nic nie
może na to poradzić. Ani ona ,ani tym bardziej on.
Patrzyła na to wszystko ze smutkiem
wypisanym na twarzy. Odczuwała wszystkie humory syna dwa razy mocniej. W końcu
była jego matką ,i kiedy widziała go w takim stanie czuła się bezsilna. Nie
tylko dlatego, że nie wiedziała dlaczego, ale też ponieważ nie była mu w stanie
pomóc. Ale wiedziała, ze z niektórymi rzeczami trzeba się po prostu uporać
samemu.
Wyciągnęła z najwyższej półki ulubiony kubek syna i znalazła w jednej z
szuflad kakao. Wyciągnęła z lodówki mleko i przygotowała napój czekoladowy.
Zaniosła go synowi, uprzednio podgrzewając go w mikrofali i wrzucając garść
mini marshmallows. Dając mu kubek, pocałowała Franka w czubek głowy. Widać
było, że nie spodziewał się tego wszystkiego, ale uśmiechnął się do mamy z
wdzięcznością i upił kilka łyków kakao. Kiedy tylko poczuł mocno czekoladowy
smak od razu zrozumiał, że jego rodzicielka jest najwspanialszą osobą na
świecie i wie co zrobić, aby poprawić mu humor.
No dobra, krótko i na temat bo właśnie urodził mi się bratanek i czekam na jakiekolwiek wieści :D XD
OdpowiedzUsuńBiedna Katy, to musi być okropne uczucie, wiedząc, ze się umiera...Ale jeszcze gorszym uczuciem musi być fakt, ze zabija ją ktoś, kogo kocha całym sercem :/
Jednak w głębi duszy mam nadzieję, ze przeżyje i będą tworzyć z Davem szczęśliwa rodzinę ^.^
Frank też się martwi, widać to, przejmuje się ich losem :-)
Frances po uszy wpadła w to gówno, ale mam nadzieję, ze ja opamiętasz xd
Co mogę jeszcze napisać?
Jak zwykle mnie nie zawiodłaś :D
Rozdział jest po prostu gienialny i oby takich więcej :*
Pozdrawiam ♡♡
Ps. Wybacz, ze komentarz taki krótki :*
UsuńSiła wyższa xd