czwartek, 5 listopada 2015

S.2 odc.3


Aaaaa dzięki za 1207 wyświetleń <3

Czy Bóg prze­baczy mi te wszys­tkie podłości, które po­pełnił czar­ny mężczyz­na, by na­kar­mić swo­je dzieci?
 
~Tupac Amaru Shakur~

Las Vegas, 15.12.2008

 

Dziewczyna objęła chłopaka. W jej oczach widoczne było ogromne przerażenie wywołane tym co ma zaraz nadejść. Kolejna wizyta u ginekologa tylko potwierdzi, albo zaprzeczy ich obawy. Katherina spojrzała na swojego chłopaka. Dave popatrzył na nią z góry, tuląc ją do siebie mocniej i całując w czubek głowy.

- Kocham cię ,wiesz?- zapytał uśmiechając się do niej, dodając jej w ten sposób otuchy.

- Ja ciebie też. Nie wyobrażam sobie co by było, gdyby...- nie dane jej było dokończyć, bo chłopak położył na jej ustach palec wskazujący.

- Cii... Nie ma co gdybać. Najważniejsze jest to co jest tu i teraz.- powiedział całując ją delikatnie. Dziewczynie zaczęło bić szybciej serce, jak za każdym razem, kiedy ją dotykał, czy całował. Czuła się tak jak wtedy na imprezie, kiedy się poznali i pocałowali w tej nieszczęsnej grze w butelkę. Jak mogła wtedy myśleć, że Alex to jest jej miłość życia, że to z nim chce być. Nie widziała tego jak traktuje inne kobiety.

Na szczęście spotkała najcudowniejszego mężczyznę na ziemi i pokochała go całą sobą. Jest dla niej tym jedynym, cieszy się, że spędzi z nim ostatnie chwile swojego życia. Pierwszy raz może powiedzieć, że zasłużyła sobie na niego. To Bóg jej go zesłał, aby była wreszcie szczęśliwa i uwolniła się spod klosza rodziców. Teraz sama będzie matką. Niestety nie nacieszy się tym długo, jednak wspaniałe jest to, że pozostawi coś po sobie. Małego człowieczka. Ma tylko nadzieję, że będzie miał zapewnioną jak najlepszą opiekę, przez tego którego tak bardzo kocha i tego, który tak dba o nią.

Poczuła na swoim policzku, jak Dave ją całuje, po czym kładzie tam swoją dłoń, do której Katherina się wtula. Tak, to jest człowiek, który NIGDY jej nie zawiedzie.

 

 

Lyon, 31.12.2008-01.01.2009

....   ....

 

Całe życie nas czegoś uczy. Codzienne dowiadujemy się czegoś innego, zaczynając postrzegać świat w inny, zupełnie odmienny sposób. Coś co wydawało nam się oczywiste, teraz budzi wiele wątpliwości.

 Coś co sprawiało radość, wbija nóż głęboko w serce. To czego nie ma, nagle zaczyna istnieć. Czy potwory w mojej głowie po prostu z niej wychodzą, przyjmując rzeczywistą formę?

Czy wszystkie moje lęki nagle wzmagają się i kumulują wewnątrz, by dać mi niespodziewany

cios prosto w twarz? Dlaczego on tak bardzo boli?

 Dlaczego jedynie coś co wzmaga moje największe lęki ,o ironio, jest w stanie mnie z nich wyciągnąć? Dlaczego życie musi składać się z tylu paradoksów? Zastanawiam się na ile moje życie różni się od życia innych...

Ciekawe co teraz robi Franio...

A Dave? Co z Katherine? Urodzi małego bobaska?

Dlaczego zamykam się na świat? DLACZEGO ?!?!?!?!?

Kocham ich! Każdego z osobna. Nawet to nienarodzone dziecko. Każdego... Z kilkoma wyjątkami.

Nienawidzę Liz, bo wpakowała mnie w to jebane gówno.

Nienawidzę Javiera, bo mnie wciągnął bardziej.

Nienawidzę Paula, bo jest obrzydliwym ćpunem.

Nienawidzę Patricka, bo zawsze częstuje herą "najlepszych przyjaciół".

I przede wszystkim nienawidzę SIEBIE, bo dałam się im wciągnąć.

 

....

 

 

Las Vegas 31.01.2009

 

 

  Hałas, harmider, zamieszanie całkowite. Nikt nie jest w stanie powiedzieć ani jednego słowa. Pielęgniarki biegają niepotrzebnie robiąc większy zamęt. Tylko psują wszystko. Mają uspokajać ludzi, a nie wprowadzać w nich większy niepokój. Frank patrzy zdezorientowany na mijających ich ludzi, gładząc plecy przyjaciela. Briggs dawno nie był tak spięty. Nawet wtedy, kiedy jego ciotka Matylda nie zaakceptowała związku jego i Kat, wyzywając ją od rosyjskich dziwek. Teraz to już nie ważne, bo ona umiera, a chłopak nie może nic robić. Tylko czeka z nadzieją na cud. Jakikolwiek. Chce cieszyć się tym, że zaraz zostanie ojcem, ale jak to się może stać, skoro jednocześnie to małe stworzonko, ten mały człowieczek, zabija własną matkę. I to jeszcze właśnie z jego powodu. Chciałby teraz trzymać jej dłoń i szeptać jej do ucha jak bardzo ją kocha i jak mocno trzyma za nią kciuki. Ale nie może, bo wyrzucili go z sali i teraz nie może zobaczyć swojej miłości życia.

  Schował twarz w dłonie. Jak mógł do tego dopuścić. Czuje jak Frank klepie go po plecach, po czym sztywnieje. Patrzy na przyjaciela i widzi, że ten jest jak posąg. Oczy ma wypełnione strachem i parzy w otchłań. Podąża za jego wzrokiem. I już rozumie.

  Podnosi się natychmiast i biegnie w stronę ukochanej, która jest wieziona przez pielęgniarki i kilku lekarzy. Krzyczą coś, ale on nawet nie jest w stanie zrozumieć słów. Patrzy tylko na Kat i chwyta jej dłoń uśmiechając się do niej najszczerzej jak w tej chwili potrafi. Nie jest to trudne, ponieważ zawsze, kiedy ją widzi, nie może powstrzymać się od wielkiego banana na twarzy. Korzystając z okazji, że jest bliko chwyta jej rękę.

  Dziewczyna patrzy na niego, a na jej twarzy nie widać już przerażenia, jedyne co można wyczytać to ogromna ulga i bezgraniczna miłość. Bezgłośnie mówi mu, że go kocha, a on odwdzięcza się jej tym samym. Nagle Kat czując przeszywający ból, krzyczy. Kolejny skurcz. Tym razem dużo silniejszy niż poprzedni. Patrzy na zmartwioną twarz Dave'a i mimo ogromnego bólu, uśmiecha się do niego. Dostrzega twarz Franka, który jest wyraźnie zmartwiony. Promiennie się do niego uśmiecha próbując dodać mu otuchy, chodź to ona jej potrzebuje najbardziej wiedząc, że właśnie jedzie na swoją śmierć.

 

Lyon, 31.01.2009

 

 

  Kobieta odłożyła torbę na wieszak i poszła do salonu. Zobaczyła tam swoje dwie córki, oglądające jedną z francuskich bajek. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Dawno nie widziała, żeby spędzały czas razem.

  Amy leżąc Fran na kolanach, pokazuje palcem na jakąś postać i śmieje się bez opamiętania. Dzisiaj czeka ją ciężki wieczór, więc postanawia dołączyć do nich na chwilę. Całuje najmłodszą córkę w czubek głowy, a następnie mierzwi włosy Fran, siadając na fotelu obok.

- Co oglądacie?- pyta.

- " Spongebob'a"- odpowiada uśmiechnięta Amy i wraca do oglądania bajki. Kobieta zdaje sobie sprawę jak bardzo oddaliła się od swoich dzieci i jak bardzo zmieniło się ich życie, od kiedy mieszkają razem z jej matką oraz z ojcem Fran. Mężczyzna dużo namieszał w ich życiu, zabierając czas, który przeznaczała córkom, i ponownie wprowadzając do niego chaos. Często przed pójściem spać, zastanawiała się czy było warto. Ale waśnie wtedy przemyślenia przerywał jej on, wtulając się do pleców swojej ukochanej.

  Ponoć nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale przecież stara miłość nie rdzewieje.

 

W tym samym czasie Las Vegas..

 

 

  Dave oparł czoło o szybę. Nie pozwolono mu wejść do środka. Zastanawiał się ciągle dlaczego? Dlaczego musiał tutaj stać. Sam i ciągle nic nie wiedząc. Franka odesłał do domu godzinę temu. Operacja trwa ponad dwie... Odepchnął się od ściany i usiadł na krzesełku, chowając twarz w dłonie. Usłyszał trzask i podniósł się jak oparzony. Zobaczył pielęgniarkę idącą szybkim krokiem.

- Przepraszam!- krzyknął w jej stronę. Ona odwróciła głowę w jego stronę, ale nie zatrzymała się.

-Tak?- wyrwało się z jej ust.

- Co z Kat?- zapytał wyginając palce ze zdenerwowania.

- Jest pan z rodziny?- zapytała.

-Tak,- odpowiedział po chwili wahania.- narzeczony.

- Hm… Nie jestem pewna do końca, czy mogę pana o czymkolwiek poinformować. Wie pan procedury trzymają mnie w garści. A teraz przepraszam, ale się śpieszę.

- Ale jestem narzeczonym!- krzyknął do niej.

- Ale nie mężem.- powiedziała i zniknęła za drzwiami. Chłopak nie mógł się już powstrzymać, a po jego policzku spłynęła samotna łza.

 

 W tym samym czasie, po drugiej stronie miasta.

 Nie potrafił wysiedzieć w jednym miejscu dłużej niż minutę. Jego matka przypatrywała się każdemu ruchowi syna. Od kiedy wrócił do domu był jak na szpilkach. Nie wiedziała co się dzieje, a Frank nie był skory do jakiejkolwiek rozmowy. Dawno nie widziała go w takim stanie. Ostatnim razem Frances wyjeżdżała, a chłopak się denerwował tym, że nic nie może na to poradzić. Ani ona ,ani tym bardziej on.

Patrzyła na to wszystko ze smutkiem wypisanym na twarzy. Odczuwała wszystkie humory syna dwa razy mocniej. W końcu była jego matką ,i kiedy widziała go w takim stanie czuła się bezsilna. Nie tylko dlatego, że nie wiedziała dlaczego, ale też ponieważ nie była mu w stanie pomóc. Ale wiedziała, ze z niektórymi rzeczami trzeba się po prostu uporać samemu.

  Wyciągnęła z najwyższej półki ulubiony kubek syna i znalazła w jednej z szuflad kakao. Wyciągnęła z lodówki mleko i przygotowała napój czekoladowy. Zaniosła go synowi, uprzednio podgrzewając go w mikrofali i wrzucając garść mini marshmallows. Dając mu kubek, pocałowała Franka w czubek głowy. Widać było, że nie spodziewał się tego wszystkiego, ale uśmiechnął się do mamy z wdzięcznością i upił kilka łyków kakao. Kiedy tylko poczuł mocno czekoladowy smak od razu zrozumiał, że jego rodzicielka jest najwspanialszą osobą na świecie i wie co zrobić, aby poprawić mu humor.

2 komentarze:

  1. No dobra, krótko i na temat bo właśnie urodził mi się bratanek i czekam na jakiekolwiek wieści :D XD
    Biedna Katy, to musi być okropne uczucie, wiedząc, ze się umiera...Ale jeszcze gorszym uczuciem musi być fakt, ze zabija ją ktoś, kogo kocha całym sercem :/
    Jednak w głębi duszy mam nadzieję, ze przeżyje i będą tworzyć z Davem szczęśliwa rodzinę ^.^
    Frank też się martwi, widać to, przejmuje się ich losem :-)
    Frances po uszy wpadła w to gówno, ale mam nadzieję, ze ja opamiętasz xd
    Co mogę jeszcze napisać?
    Jak zwykle mnie nie zawiodłaś :D
    Rozdział jest po prostu gienialny i oby takich więcej :*
    Pozdrawiam ♡♡

    OdpowiedzUsuń