Hejka!
Krótki, ale myślę,że w miarę fajny. Zapraszam do czytania, przepraszam za błędy, ale pisany na telefonie( dlatego też nie wygląda on tak jak zwykle) no i co mogę dodać ENJOY!
Wiki
Krótki, ale myślę,że w miarę fajny. Zapraszam do czytania, przepraszam za błędy, ale pisany na telefonie( dlatego też nie wygląda on tak jak zwykle) no i co mogę dodać ENJOY!
Wiki
Las Vegas,20.08.2008
-Nie możesz tego zrobić !- krzyknął bardzo głośno, tak ,że odruchowo dziewczyna cofneła się. Jednak po chwili sama wznowila atak.
-Mówisz?- zapytała zaczepnie.- Powiem ci jedno, Dave -dziewczyna przyłożyła palec do jego torsu. - To jest MOJE ciało, MOJE dziecko i moje życie.- ostatnie słowa wypowiedziała znacznie ciszej.
- Właśnie twoje życie. I co chcesz tak poprostu z niego zrezygnować?
- Ty tego nie zrozumiesz, bo nigdy nie zostaniesz matką!
- Ale będę ojcem i mam prawo wypowiedzieć się w tym temacie. Tracę cię Kat. Nie rozumiesz?
- Myślisz, że jestem tępa? Oczywiście że Cię rozumiem, ale ty nie potrafisz zrozumieć mnie. Bycie ojcem nie jest tym samym co bycie matka. A poza tym mamy dziesięć procent szans. Tak mówił doktor, czy nie możemy sie tego trzymać?
- Ale ty możesz umrzeć...- powiedział Dave już znacznie mniej pewny, że Kat zrozumie jego prośby.
Dziewczyna zdenerwowała się, bo chłopak poprostu w nią nie wierzył.
- I tak umrę. Jeżeli przy porodzie to przynajmniej coś po sobie zostawię, a jeżeli usunę dziecko to umrę, bo oszaleje. Nie chcę, żebyś mnie taką widział. Sama nie chcę, żebym musiała przez to przechodzić.
Briggs poddał się, bo dalsza perspektywa rozmowy nie wydawała mu się nabierać sensu.
- Pamiętaj cokolwiek postanowisz, nawet jeśli nie zgadzam się z tym do końca, będę przy tobie. Będę cię wspierał i uczynię następne nasze wspólne dni najszczęślwszymi w całym twoim życiu.
Dziewczyna wtuliła się w tros chłopaka. Był najcudowniejszą osobą na świecie. Próbował być z nią nawet wtedy, kiedy ona nie może patrzeć na siebie w lustrze. Jednak ona nie była przekonana co do jego intencji.
-Dlaczego przyjmujesz to z takim spokojem?- zapytała po chwili Kat. Chłopak odsunął ją na długość ramienia.
- Co?- teraz to ona wydawała się być spokojna, pozbawioną jakichkolwiek emocji.
- Jak tak spokojnie możesz przyjmować do wiadomości fakt, że przyczyniłeś się do naszej śmierci?
Popatrzyła mu w oczy, były one szczere jak u sarny. Dave zesztywnial, a jego ciało wydało mu się dziesięć razy cięższe.
-Mówisz?- zapytała zaczepnie.- Powiem ci jedno, Dave -dziewczyna przyłożyła palec do jego torsu. - To jest MOJE ciało, MOJE dziecko i moje życie.- ostatnie słowa wypowiedziała znacznie ciszej.
- Właśnie twoje życie. I co chcesz tak poprostu z niego zrezygnować?
- Ty tego nie zrozumiesz, bo nigdy nie zostaniesz matką!
- Ale będę ojcem i mam prawo wypowiedzieć się w tym temacie. Tracę cię Kat. Nie rozumiesz?
- Myślisz, że jestem tępa? Oczywiście że Cię rozumiem, ale ty nie potrafisz zrozumieć mnie. Bycie ojcem nie jest tym samym co bycie matka. A poza tym mamy dziesięć procent szans. Tak mówił doktor, czy nie możemy sie tego trzymać?
- Ale ty możesz umrzeć...- powiedział Dave już znacznie mniej pewny, że Kat zrozumie jego prośby.
Dziewczyna zdenerwowała się, bo chłopak poprostu w nią nie wierzył.
- I tak umrę. Jeżeli przy porodzie to przynajmniej coś po sobie zostawię, a jeżeli usunę dziecko to umrę, bo oszaleje. Nie chcę, żebyś mnie taką widział. Sama nie chcę, żebym musiała przez to przechodzić.
Briggs poddał się, bo dalsza perspektywa rozmowy nie wydawała mu się nabierać sensu.
- Pamiętaj cokolwiek postanowisz, nawet jeśli nie zgadzam się z tym do końca, będę przy tobie. Będę cię wspierał i uczynię następne nasze wspólne dni najszczęślwszymi w całym twoim życiu.
Dziewczyna wtuliła się w tros chłopaka. Był najcudowniejszą osobą na świecie. Próbował być z nią nawet wtedy, kiedy ona nie może patrzeć na siebie w lustrze. Jednak ona nie była przekonana co do jego intencji.
-Dlaczego przyjmujesz to z takim spokojem?- zapytała po chwili Kat. Chłopak odsunął ją na długość ramienia.
- Co?- teraz to ona wydawała się być spokojna, pozbawioną jakichkolwiek emocji.
- Jak tak spokojnie możesz przyjmować do wiadomości fakt, że przyczyniłeś się do naszej śmierci?
Popatrzyła mu w oczy, były one szczere jak u sarny. Dave zesztywnial, a jego ciało wydało mu się dziesięć razy cięższe.
Lyon, 10.09.2007
Nowa szkoła, nowe wyzwania, nowe życie. O tym właśnie myślała Fran idąc pierwszy raz do szkoły. Teraz ma już kilku znajomych. To znaczy ludzi, którzy jako jedyni chcieli z nią zamienić choćby słowo i mimo jej słabej znajomości francuskiego, mieli ochotę ją zrozumieć. Tacy ludzie, chodź nie zawsze idealni, stają się opoką dla zagubionej ,nowo przybyłej duszyczki.
Blond włosa dziewczyna z dredami na głowie i kilkoma kolczykami w uczach i nosie, podeszła do Fran.
- Hej Amerykanko!- krzyknęła, siadajac obok na parapecie.- Cooo porabiasz?
Frances się uśmiechnęła, słysząc ten luzacki ton w głosie nowej koleżanki. Nie tylko ona nazywała ją "Amerykanką". Prawie wszyscy się tak do niej zwracali, ale był to bardziej przyjazny zwrot niż jakakolwiek obelga.
- Aktualnie... Nic.Siedzę.Planujesz coś?
- Hm.. Teraz nie, ale jak skończymy to wybieramy się do Loży. Idziesz?
Loża.
Była tam kilka razy, ale to miejsce przyprawiało ją o dreszcze. Podejrzana dzielnica, stara kamienica, drewniane schody, nieuszczelnione okna... Czy to jest miejsce, które wzbudza zaufanie?
Co najmniej nie. Jednak towarzystwo było znośne. To byli ci ludzie, którzy chcieli się dogadać z Fran. Może dlatego polubiła ich towarzystwo i w miarę szybko wciągnęła się w nie.
- Myślę, że nie mam nic innego do roboty.
Lisa uśmiechnęła się do Fran i uścisnęła jej ramię.
- Będzie świetnie.- powiedziała i ruszyła w dalsza droge.
Fran pokręciła głową rozbawiona i wróciła do nic nie robienia. Polegało to na tym, że przygladała się ludziom wokół. Lubiła "wchodzić" w ich umysły. Dopowiadać co nie opowiedziane... Chodź nie było to trudne biorąc pod uwagę, że nie rozumiała zbyt wiele. Jednak człowiek zdany na siebie szybko się uczy, więc komunikacja stawała się dla Fran coraz łatwiejsza.
Widziała dziewczyny ciągle rozmawiające między sobą o tym jak dobrze bawiły się na wczorajszej imprezie. Wyobrażała sobie jak dobrze musiały się bawić, bo opowiadały z takim zaangażowaniem, mocno gestykulujac.
Obok była grupka sportowców, którzy rozmawiali z kilkoma chłopakami z klasy Frances. Leo i Emilio. Takie największe kujonki, ale mimo to bardzo kontaktowi. Newman wyobrazała sobie, ze rozmawiają o lekcji angielskiego, na której wszyscy mieli niezapowiedzianą kartkowkę, która nikomu nie pasowała, bo dzień wcześniej byla impreza u jednego z nich. Fran nie wiedziała u którego, bo ciągle nie była w stanie zapamiętać wszystkich imion ludzi ze szkoly.
Nieopodal można było dostrzec długą kolejkę uczniów zmierzających na przerwę obiadową. Można było wyłapać ich głodne spojrzenia, które zaprowadziły ich do tego miejsca.
Wyciągnęła z torby kanapkę z masłem orzechowym i dżemem - jej ulubione połączenie. Usiadła po turecku dyskretnie sprawdzajac,czy spodnie nie są napięte przypadkiem, w taki sposób, że mogłyby zaraz puścić szwy. Po upewnieniu się, że wszystko jest w porządku wzięła wielki gryz kanapki.
Blond włosa dziewczyna z dredami na głowie i kilkoma kolczykami w uczach i nosie, podeszła do Fran.
- Hej Amerykanko!- krzyknęła, siadajac obok na parapecie.- Cooo porabiasz?
Frances się uśmiechnęła, słysząc ten luzacki ton w głosie nowej koleżanki. Nie tylko ona nazywała ją "Amerykanką". Prawie wszyscy się tak do niej zwracali, ale był to bardziej przyjazny zwrot niż jakakolwiek obelga.
- Aktualnie... Nic.Siedzę.Planujesz coś?
- Hm.. Teraz nie, ale jak skończymy to wybieramy się do Loży. Idziesz?
Loża.
Była tam kilka razy, ale to miejsce przyprawiało ją o dreszcze. Podejrzana dzielnica, stara kamienica, drewniane schody, nieuszczelnione okna... Czy to jest miejsce, które wzbudza zaufanie?
Co najmniej nie. Jednak towarzystwo było znośne. To byli ci ludzie, którzy chcieli się dogadać z Fran. Może dlatego polubiła ich towarzystwo i w miarę szybko wciągnęła się w nie.
- Myślę, że nie mam nic innego do roboty.
Lisa uśmiechnęła się do Fran i uścisnęła jej ramię.
- Będzie świetnie.- powiedziała i ruszyła w dalsza droge.
Fran pokręciła głową rozbawiona i wróciła do nic nie robienia. Polegało to na tym, że przygladała się ludziom wokół. Lubiła "wchodzić" w ich umysły. Dopowiadać co nie opowiedziane... Chodź nie było to trudne biorąc pod uwagę, że nie rozumiała zbyt wiele. Jednak człowiek zdany na siebie szybko się uczy, więc komunikacja stawała się dla Fran coraz łatwiejsza.
Widziała dziewczyny ciągle rozmawiające między sobą o tym jak dobrze bawiły się na wczorajszej imprezie. Wyobrażała sobie jak dobrze musiały się bawić, bo opowiadały z takim zaangażowaniem, mocno gestykulujac.
Obok była grupka sportowców, którzy rozmawiali z kilkoma chłopakami z klasy Frances. Leo i Emilio. Takie największe kujonki, ale mimo to bardzo kontaktowi. Newman wyobrazała sobie, ze rozmawiają o lekcji angielskiego, na której wszyscy mieli niezapowiedzianą kartkowkę, która nikomu nie pasowała, bo dzień wcześniej byla impreza u jednego z nich. Fran nie wiedziała u którego, bo ciągle nie była w stanie zapamiętać wszystkich imion ludzi ze szkoly.
Nieopodal można było dostrzec długą kolejkę uczniów zmierzających na przerwę obiadową. Można było wyłapać ich głodne spojrzenia, które zaprowadziły ich do tego miejsca.
Wyciągnęła z torby kanapkę z masłem orzechowym i dżemem - jej ulubione połączenie. Usiadła po turecku dyskretnie sprawdzajac,czy spodnie nie są napięte przypadkiem, w taki sposób, że mogłyby zaraz puścić szwy. Po upewnieniu się, że wszystko jest w porządku wzięła wielki gryz kanapki.
Kilka godzin później...
-Trochę tu chłodno.- stwierdziła Fran łapiac się za ramiona, żeby jakoś sie ogrzać.
-Wczoraj odcięli prąd,więc nie spodziewaj się,żeby było inaczej.- powiedziała Lisa. Chwyciła Newman za rękę i pociągnęła ją za sobą ,szybko wybiegając po schodach na górę. Lis stukneła trzy razy w drzwi, po czym nastąpiła 10 sekundowa przerwa, żeby znowu rozpocząć tą czynność. Był to kod ,który znali tylko bywalcy Loży. I teraz juz Fran, chodź ją juz można zaliczyć do tego grona.
Drzwi się uchylił,a za nimi pojawła się twarz jednego z gospodarzy, czyli Eda. Był to w dupę uprzejmy blondyn, z problemami. Może właśnie w taki sposób próbował, odreagować? Prawdopodobnie tak, ale Gran wolała nie wdawać się w szczegóły. Każdy miał tu swoją historię, i każdy mógł ją tutaj uzewnętrznić. Było to wręcz mile widziane, ponieważ głównym założeniem Loży było wspieranie się nawzajem.
Frances opadła na kanapę przy wejściu ( swoje stale miejsce bytowania). Jacque kiwnął jej nieznacznie głową na powitanie, to samo zrobił Paul i Stanley- który niecierpiał swojego imienia, bo uważał,że to imię dla psa. Kat- ciemnowlosa dziewczyna, o ciemnej karnacji, cała wypiercingowana i z kilkoma tatuażami na przedramionach, aby ukryć ślady po próbach samobójczych podcięcia sobie żył- od razu jak tylko siadła przytuliła Fran do siebie bardzo mocno, tak że zaczynała tracić dech, i od razu podała jej skręta. Newman zaciągnęła się i powoli wypuściła dym z ust. Wykonując tą czynność uśmiechnęła się. Nie był to pierwszy raz jak paliła. Zaczęło się jeszcze w Ameryce. Uzależniła się od tego błogiego stanu już jakiś czas temu. Potem przestała dla Franka i Dave'a, kiedy zaczął coś podejrzewać. A gdy przyjechała do Francji i dowiedziała się, że taka możliwość jest, żeby się rozluźnić, szkoda jej było to zmarnować. Teraz Fran pojawiała się tu prawie codziennie. Wiedziała, że to co tutaj robią nie jest dobre, ale nie dała rady powstrzymać pokusy. Nigdy nie mówiła, nawet nie myślała, że jest silną osobą. Łatwo wpasowywała się w towarzystwo, ale jednocześnie poddawała mu się. Nie potrafiła pokazać swojej indywidualności i odrębności, ale jednocześnie była pewna, że tak jest. Teraz takim przejawem "bycia sobą" było to, że nie brała twardych narkotyków.
Paul właśnie przygotowywał dwie kreski ,a ona nawet nie była w stanie patrzeć na ten cały "proces", kiedy to chłopak przygotowywał biały proszek, zwijał banknot dziesięciu euro i przykładał do nosa, aby po chwili zniknął on w jego lewym, później prawym nozdrzu. Nie lubiła patrzeć jak potem kręci głową, jakby strzepywal coś z głowy, a potem pociera wierzchem dłoni o nos.
Lisa po chwili podeszła do niego od tyłu, kładąc mu ręce na ramionach i lekko je masujac. Nikt nic nie mówił. Nie było to potrzebne. A poza tym prawdopodobnie połowa z ludzi miała kaca, więc nie miało to żadego sensu.
Frances zaciągnęła się jeszcze raz skrętem, aby zapomnieć.
-Wczoraj odcięli prąd,więc nie spodziewaj się,żeby było inaczej.- powiedziała Lisa. Chwyciła Newman za rękę i pociągnęła ją za sobą ,szybko wybiegając po schodach na górę. Lis stukneła trzy razy w drzwi, po czym nastąpiła 10 sekundowa przerwa, żeby znowu rozpocząć tą czynność. Był to kod ,który znali tylko bywalcy Loży. I teraz juz Fran, chodź ją juz można zaliczyć do tego grona.
Drzwi się uchylił,a za nimi pojawła się twarz jednego z gospodarzy, czyli Eda. Był to w dupę uprzejmy blondyn, z problemami. Może właśnie w taki sposób próbował, odreagować? Prawdopodobnie tak, ale Gran wolała nie wdawać się w szczegóły. Każdy miał tu swoją historię, i każdy mógł ją tutaj uzewnętrznić. Było to wręcz mile widziane, ponieważ głównym założeniem Loży było wspieranie się nawzajem.
Frances opadła na kanapę przy wejściu ( swoje stale miejsce bytowania). Jacque kiwnął jej nieznacznie głową na powitanie, to samo zrobił Paul i Stanley- który niecierpiał swojego imienia, bo uważał,że to imię dla psa. Kat- ciemnowlosa dziewczyna, o ciemnej karnacji, cała wypiercingowana i z kilkoma tatuażami na przedramionach, aby ukryć ślady po próbach samobójczych podcięcia sobie żył- od razu jak tylko siadła przytuliła Fran do siebie bardzo mocno, tak że zaczynała tracić dech, i od razu podała jej skręta. Newman zaciągnęła się i powoli wypuściła dym z ust. Wykonując tą czynność uśmiechnęła się. Nie był to pierwszy raz jak paliła. Zaczęło się jeszcze w Ameryce. Uzależniła się od tego błogiego stanu już jakiś czas temu. Potem przestała dla Franka i Dave'a, kiedy zaczął coś podejrzewać. A gdy przyjechała do Francji i dowiedziała się, że taka możliwość jest, żeby się rozluźnić, szkoda jej było to zmarnować. Teraz Fran pojawiała się tu prawie codziennie. Wiedziała, że to co tutaj robią nie jest dobre, ale nie dała rady powstrzymać pokusy. Nigdy nie mówiła, nawet nie myślała, że jest silną osobą. Łatwo wpasowywała się w towarzystwo, ale jednocześnie poddawała mu się. Nie potrafiła pokazać swojej indywidualności i odrębności, ale jednocześnie była pewna, że tak jest. Teraz takim przejawem "bycia sobą" było to, że nie brała twardych narkotyków.
Paul właśnie przygotowywał dwie kreski ,a ona nawet nie była w stanie patrzeć na ten cały "proces", kiedy to chłopak przygotowywał biały proszek, zwijał banknot dziesięciu euro i przykładał do nosa, aby po chwili zniknął on w jego lewym, później prawym nozdrzu. Nie lubiła patrzeć jak potem kręci głową, jakby strzepywal coś z głowy, a potem pociera wierzchem dłoni o nos.
Lisa po chwili podeszła do niego od tyłu, kładąc mu ręce na ramionach i lekko je masujac. Nikt nic nie mówił. Nie było to potrzebne. A poza tym prawdopodobnie połowa z ludzi miała kaca, więc nie miało to żadego sensu.
Frances zaciągnęła się jeszcze raz skrętem, aby zapomnieć.
Las Vegas,15.09.2007
Jest ciężko. Teraz życie to nie są przelewki. Wszystko wiąże się z jednym, a on nie może sobie poradzić. Zaczął grać przypadkowe akordy. Podpowiadało mu coś w środku, że to właśnie je ma zagrać. Dokładnie w takiej kolejności w jakiej grał. Wyszła z tego niesamowita melodia, którą zapisał sobie na jakiejś kartce. Nie był dobrym tekściarzem, więc słów nie potrafił wymyślić. Jednak wiedział, że muzyka jest językiem, który każdy rozumie i nie potrzeba słów, aby zrozumieć, poczuć emocje autora. To samo jest, gdy czytasz wiersz/książkę, albo gdy oglądasz obraz. Jeżeli przyjrzysz się dokładnie możesz poznać twórcę. Wystarczy się trochę lepiej przyjrzeć. Albo po prostu zrozumieć.
Może pewnego dnia Frank znajdzie słowa na to co czuję głęboko w sobie. Nic na siłę. Na razie wie jak to wyrazić najlepiej w sposób, który jest dla niego najwygodniejszy. Muzyka.
Może pewnego dnia Frank znajdzie słowa na to co czuję głęboko w sobie. Nic na siłę. Na razie wie jak to wyrazić najlepiej w sposób, który jest dla niego najwygodniejszy. Muzyka.
W tym samym czasie...
Dzwonek telefonu było słychać w całym domu. Dave zbiegł jak najszybciej ,prawie spadając ze schodów. Na szczęście udało mu się dotrzeć do aparatu, zanim ten przestał dzwonić. Miał nadzieję, że to Fran. Przeważnie dzwoniła o tej porze, bo nie mogła spać i chciała dowiedzieć się co słychać w Ameryce.
Jednak tym razem to nie ona.
- Co jest Alex?- zapytał Briggs ,po wymianie uprzejmości.
- Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia.- zaczął bardzo podekscytowany.
- Dawaj.- powiedział chłopak, bojąc się tego co za raz usłyszy od przyjaciela.
- Właśnie perkusista ma jakieś wąty co do naszej gry. Uważa, że idziemy w komerchę, bo niby mamy płytę i tak dalej. No i prawdopodobnie odchodzi. Dlatego nieoficjanie składam ci propozycję, abyś go zastąpił.
- Uuu..- zaczął Dave.- Bardzo ciekawa propozycja. Tylko wiesz jest taki problem, że jestem już w ostatniej klasie. Nauka i te sprawy... Do tego Kat z dzieckiem.... No nie wiem stary.- powiedział pocierając ręka o szyję.
- Zastanów się nad tym i daj mi znać, czy chcesz zagadać próbny koncert z nami w piątek. Tylko musisz się zdecydować do środy.
- Jasne. Dzięki stary za wyrozumiałość.
- Nie ma za co, Dave. Jesteś moim najlepszym kumplem. Ja rozumiem cię bardzo dobrze.
- Wiem, wiem. Jeszcze raz dzięki. I dam ci znać Hal najszybciej.
- Dobra. Na razie!
- Pa!- powiedziawszy to Dave odłożył słuchawkę i poszedł do swojego pokoju. Jedyne co teraz był w stanie zrobić to położyć się na łóżku, włączając radio.
Jednak tym razem to nie ona.
- Co jest Alex?- zapytał Briggs ,po wymianie uprzejmości.
- Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia.- zaczął bardzo podekscytowany.
- Dawaj.- powiedział chłopak, bojąc się tego co za raz usłyszy od przyjaciela.
- Właśnie perkusista ma jakieś wąty co do naszej gry. Uważa, że idziemy w komerchę, bo niby mamy płytę i tak dalej. No i prawdopodobnie odchodzi. Dlatego nieoficjanie składam ci propozycję, abyś go zastąpił.
- Uuu..- zaczął Dave.- Bardzo ciekawa propozycja. Tylko wiesz jest taki problem, że jestem już w ostatniej klasie. Nauka i te sprawy... Do tego Kat z dzieckiem.... No nie wiem stary.- powiedział pocierając ręka o szyję.
- Zastanów się nad tym i daj mi znać, czy chcesz zagadać próbny koncert z nami w piątek. Tylko musisz się zdecydować do środy.
- Jasne. Dzięki stary za wyrozumiałość.
- Nie ma za co, Dave. Jesteś moim najlepszym kumplem. Ja rozumiem cię bardzo dobrze.
- Wiem, wiem. Jeszcze raz dzięki. I dam ci znać Hal najszybciej.
- Dobra. Na razie!
- Pa!- powiedziawszy to Dave odłożył słuchawkę i poszedł do swojego pokoju. Jedyne co teraz był w stanie zrobić to położyć się na łóżku, włączając radio.
... And she's buying a stairway to haven...
Aaaaaaa no nareszcie jesteś!! :D
OdpowiedzUsuńJak ja się stęskniłam za tym opowiadaniem! Nawet sobie sprawy nie zdajesz jak mi go brakowała. Taka pustka w żołądku...a nie...po prostu jestem głodna...co nie zmienia faktu, że tęskniłam i cieszę się, że już jesteś :D
1. Z tego co zrozumiałam to Kat chce usunąć dziecko bo ma 10% szans na donoszenie, tak? Czy coś poknociłam?
Wiesz, cały dzień w biegu, jestem padnięta i niezbyt kontaktuję, ale chyba o to właśnie chodzi...No cóż, mam nadzieję, że zdecyduje się donosić dziecko :)
2. Fran...biedna, mała Fran...ale jakoś tak chyba nie tęskni za Franiem...dobrze, że ma tam znajomych, ale jednak mimo wszystko powinna być z Davem i Frankiem ...tam jest jej miejsce maderfaker XD Mają znowu być całą paczką i koniec! Inaczej cię pozwę!
3.Frank! Biedny Franiu...taki samiutki :( Ja się tam wjebię i go pocieszę XD
4. Dave musi przyjąc tą ofertę! To może być dla niego mega szansa! Pierdol szkołę, zostań emigrantem XD
No co ja mam tu więcej pisać. To, że jesteś moją ulubioną pisarką już wiesz. To, ż piszesz zajebiście juz też wiesz. To, że cię ubóstwiam też juz kurwa wiesz...więc co ja mam jeszcze pisać?
Czekam na kolejny bejb! :D
Pozderki :*
Ps. Widzisz? Nawet komentarze piszę chujowe XD
Mówiłam :P