Nie załamuj dłoni patrząc na przeszłość i teraźniejszość...
kto wie, może przyszłość okaże się brutalniejsza
,i zwali Cię z nóg...
16.06.2008, gdzieś w przestworzach między Las Vegas a Lyonem
Włożyła słuchawki do uszu odcinajac się od wszystkiego. Coraz częściej zdarzało jej się odwiedzać swój własny świat. Od balu minął miesiąc. Niby tylko jeden. Ale ile zdążyło się zdarzyć w między czasie. Najbardziej jednak bolało ją to, że to już na zawsze. Związki, jakiekolwiek, są trudne prowadzone na odległość. Ale może zacznijmy od początku.
Frances właśnie siedziała w samolocie do Lyonu, gdzie miała spędzić p resztę życia. Przynajmniej na razie. Musiała zostawić w Ameryce wszystkich i wszystko. Przyjaciół, rodzinę, chłopaka...Gdyby wiedziała jak jej życie sie potoczy, nie robiłaby nikomu nadziei i nie zakochała by się tak potwornie i bez pamięci. To było zbyt piękne, żeby mogło trwać.
Pamięta jak Franek wziął ja w objęcia po raz ostatni. Z jego oczu płynęły łzy. Nie spodziewała się tego, że może to być jednocześnie najpiękniejszy i najsmutniejszy widok w jej całym życiu. Ich ostatni pocałunek zawierał wszystko co do siebie czuli. Miłość, pożądanie, smutek, chciwość, rozczarowanie i niemą obietnice. Że nie zapomną o sobie, że to uczucie bedzie trwać na wieki głęboko w ich sercachu.
- Jesteś najcudowniejszą dziewczyną w moim życiu. Zmieniłaś je. Nie wyobrażam już go sobie bez Ciebie, Fran. Moja cudowna Frances.- Kiedy Sidoris wypowiadał te słowa, dziewczyna się rozpłakała po raz kolejny tego dnia. Jej makijaż już dawno spływał po policzkach, ale ona nie byla w stanie myśleć teraz o tak przyziemnych rzeczach. Traciła wlaśnie najważniejszą osobę w jej życiu i to paradoksalnie przez jedna z ważniejszych osób w jej życiu. Jakie to było niesprawiedliwe, że to co dopiero sie zaczęło ,tak brutalnie zostało skończone.
- Kocham Cię, Franio. Nie zapomnij mnie.- wyszeptała dziewczyna. Chłopak trzymał ją za policzki ,a z jego oka polała się samotna łza.
- Nigdy.- powiedział składając na jej ustach ostatni pocałunek.- Kocham Cię najbardziej na świecie Newman.
Pożegnań nadszedł czas. Nie tylko Franek był osobą ,z którą było najtrudniej się rozstać. To wszystko było przez Dave'a. Gdyby nie on, Fran ciągle byłaby tą małą dziewczyną ,która trzyma się kurczowo Mirandy.
-Pamiętaj do mnie możesz zawsze zadzwonić. O każdej porze dnia i nocy, z każdym blachym problemem. Nawet z tym ze ci się ubrudzil but.
Ja zawsze będę przy tobie. A kilometry się nie liczą. Żyjemy w XXI wieku więc jest wiele możliwości, komunikacji.
Chłopak zamknął przyjaciółkę w wielkim uscisku, próbując powstrzymać łzy. Dziewczyną już nawet nie próbowała ich powstrzymać. Po jej policzkach laly się dosłownie strugi lez. Oderwali się od siebie po chwili, Ale z dużym trudem. Za bardzo byli ze sobą związani. Łączyła ich szczególną więź, której nie mogło zrozumieć wiele osób uwazajacych ze nie istnieje coś takiego jak przyjaźń damsko-męska. A jednak oni byli dowodem na to, że to jest możliwe.
Do you bury me when I'm gone?
Do you teach me while I'm here?
Just as soon as I belong
Then it's time I disappear.
Frances weszła do domu z randki z Sidorisem. Chłopak zaprosił ja na spacer po którym mieli iść do Garden Olive, ale okazało się, że chłopak się przeliczył i w portfelu znalazł jedynie 10 dolarów, które wydali w Burger Kingu. W końcu on jest romantyczniejszy ,niż jakaś klimatyczna knajpka. Oczywiście chłopak odprowadził dziewczynę pod same drzwi i pożegnał się jak na chłopaka przystało. Całusem w dłoń. Oczywiście Newman roześmiała się z tego powodu ,bo kto normalny tak robi, i szybko pocałowała go w usta. Frank się rozpromienił i z wytrzeszczem na twarzy poszedł do samochodu. Zanim wsiadł pomachał dziewczynie. Frances szybko weszła do domu, a jej twarz nie mogła się uspokoić. Kąciki ust ciągle podnosily się ku górze.
Jednak ten stan skończył się ,gdy tylko ujrzała swoją matkę z wyraźnym smutkiem i jednocześnie zdenerwowaniem na twarzy. Ktoś siedział na przeciwko niej w fotelu. Rozpoznała mężczyznę ze zdjęć, które były u mamy w pokoju.
- Cześć mamo...- powiedziała niepewnie Frances.
- Hej.- odpowiedziała kobieta ,ociężale wstając z kanapy. Podeszła do dziewczyny i mocno się do niej przytuliła, jakby od tego zależało jej życie.
Pani Newman oderwala się od dziewczyny i wiedziała, że już czas na to, aby jej córka poznała prawdę.
-Fran to jest...- zrobiła krótkie zawieszenie, biorąc głęboki wdech. Nie wiedziała jak córka zareaguje na tą wiadomość, chodź pewnie się już domyśla prawdy.- twój ojciec.
Newman zdała sobie sprawę, że mimo tego iż się domyśła prawdy, ona ja bardzo zaskoczyła.
Mężczyzna wstał z fotela i stanął twarzą w twarz ze swoją córka. Nie podejrzewał, że jest tak do niego podobna. Ten sam nos, który widuje codziennie w odbiciu lustra, oczy... Niesamowite, jak bardzo dwie osoby mogą być do siebie podobne.
.-Ja..- zaczął. Na chwilę zamilkł, żeby poukładać sobie w myślach to co chce powiedzieć.- Na prawdę nie wiem co,powiedzieć. - delikatnie uśmiechnął się zażenowany.Potarł ręka kark, chcąc jakby wydobyć z niego myśli. Dziewczyna zastanawiała się, czy to,co teraz robi było jego sposobem na dziewczyny. Czy to na ten "chłopięcy uśmiech " poderwał mamę?
- Jeżeli zamierzasz tak po prostu wparować do naszego,życia i udawać kochanego tatusia to powiem ci, że raczej nie masz na co liczyć. - powiedziała Frances bardzo spokojnie.
- Nie tego oczekuje. Wiem, że to nie możliwe. Sam miałem taką sytuację, że ojciec mnie opuścił, ale nigdy nie chcial tego naprawić. Ja chcę przynajmniej poznać Cię i przeprosić twoją matkę za to jaką byłem świnią.
Mama podeszła do "taty" i chwyciła jego ramię, delikatnie przejeżdżając po nim kciukiem. Frances nie,rozumiała dlaczego to,robi. W końcu długo chowała do niego urazę. Co,się zmieniło? Przecież dopiero co nas "cudownie " odnalazł, więc jak to jest, że zdążyła mu... WYBACZYĆ.
- Może opowiesz jej całą historię? - pani Newman zwróciła się do mężczyzny.
Frances wzięła głęboki wdech na myśl co się działo potem. Prawdziwe piekło. I to tylko dlatego, że wparował do naszego życia. Chodź miał zniknąć na zawsze, żebyśmy były bezpieczne. Żebyśmy żyły jak normalne rodziny.
Popatrzyła na małą Amy. Spała głęboko, co jakiś czas się przekręcając na drugi bok, szukając sobie wygodnej pozycji do spania. Była taka bezbronna, niczemu nie winna i niczego nie świadoma. Frances marzyła teraz o tym, żeby tak samo jak ona zasnąć spokojnie i nie myśleć o niczym.
-Kiedy byłaś mała... Nie zacznę znowu. Kiedy chodziłem na studia poznałem jednego z moich najlepszych przyjaciół... No,cóż już byłych. W każdym razie dobrze się razem bawiliśmy. Na imprezach zawsze był najlepszy towar, najlepsze alkohole i kubanskie cygara. Nigdy nie pytałem skąd to ma. Ważne, że było i można się było dobrze zabawić. To trwało całe studia. Na ostatnim roku mieliśmy praktyki w różnych szpitalach. Zauważył mnie ordynator jednego z najlepszych Nowojorskich szpitali i zaprosił do współpracy. Byłem w niebowzięty. Nawet nie umiem opisać tego jak bardzo się cieszyłem z tego powodu. Było to niesamowite wyróżnienie. Tam poznałem twoją mamę. Razem byliśmy na stażu. Na początku wręcz się nienawidzilismy, ale jak wiesz od nienawiści do miłości jest nie daleko. Zaczęliśmy się spotykać ,ale odchodzę od meritum.
Kiedy obojgu nam się udało ukończyć staż i stać się prawdziwymi lekarzami byliśmy na prawdę szczęśliwi. Zrobiliśmy imprezę ,zaproslilismy znajomych... Poprostu wszystko było jak najlepiej. Po kilku dniach zostałem na nocny dyżur. Nagle czuje wibracje w pagerze. Krótki i wyraźny komunikat: TYLNE WEJŚCIE.
Oczywiście długo się nie zastanawiając poszedłem tam. Za drzwiami stał moj przyjaciel ,trzymając na kolanach głowę jakiegoś mężczyzny i uspokajając go nerwowo.
- Pat, Pat- krzyczał.- Jak dobrze ,że jesteś. Potrzebuje pomocy. Koleś dostał dwa strzały w klatkę piersiową! Musisz mi pomóc go zoperowac! Poprostu musisz! Inaczej już po mnie. I po tobie też, bo jak sir dowiedzą, że tu byłeś i nie pomogles..
Przestraszylem się, bo nie wiedziałem o co,chodzi. Więc go pytam, ale on ciągle mnie pogania. Nie mogłem powiedzieć nie, w końcu to był mój przyjaciel. Zgodziłem się. Operacja poszła gładko. Mój przyjaciel wytłumaczył mi ,że zadarl z mafią pewną umowę iteraz jeżeli ją zerwie to ma przejebane. Przpepraszam za słownictwo, ale taka prawda. Przez to, że zoperowałem jednego z nich niestety sam wpadłem w sidła mafii. Dzięki temu żyliśmy z twoją matką na dosyć wysokim poziomie. Jednak zaczynało powoli to wymykac się spod kontroli. Wtedy mama byla w ciąży z tobą. Obiecałem jej dawno temu,że będę ja chronił. I kazalem jej uciec, zostawić mnie i ratować was dwie. Oczywiście ja musiałem zostać i pozamykac parę spraw. Zajęło mi to osiemnaście lat. A teraz jestem tutaj. Chciałbym abyśmy żyli razem. Nie oczekuje, że zapalasz do mnie miłością od początku, ale mam nadzieję ,że sir dogadamy. Ale jest jedna sprawa.
Przyjechałem tutaj, bo,w dalszym ciągu nasze życie jest zagrożone. Musimy wyjechać. Nie tylko do innego,stanu, ale najlepiej do innego kraju. Twoja mama mówiła, as wybieracie się do babci do Francji...
I właśnie tak skończyło jej się życie w Ameryce. Trzeba się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Nie była pewna czy sobie poradzi, ale musi, bo innego wyjścia już nie ma. Ciągle w jej głowie przewijala się sytuacja, która zdażyła sie po balu. To co się wtedy stało między nią, a Frankiem zawsze pozostanie głęboko w jej pamięci.
Całowali się bardzo namiętnie. Na podłodze,nie wiadomo kiedy, znalazły się wszystkie wsówki Frances z włosów. Teraz ciągle pochłonięci tańcem swoich języków, nadeptywali na nie, przez co łamały się lub wyginały. Ale kogo to obchodziło, skoro w pomieszczeniu czuć było pożądanie, namiętność i może miłość, która ukrywana głęboko, nagle postanowiła wyjść na zewnątrz. Nie ważne co ,ale ważne w jaki sposób sprawiło im przyjemność.
Frank wiele razy myślał o tej chwili i nie mógł,uwierzyć że to się dzieje naprawdę. Oderwał się na chwilę od dziewczyny i uśmiechnął się do niej.
- Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie.- powiedział przejeżdżając opuszkiem palca po jej policzku. Newman lekko się zarumieniła i uśmiechnęła delikatnie, nie mogąc tego przezwyciężyć.
- Nie żartuj sobie ze mnie.- powiedziała lekko się odsuwając. Frank przyciągnął ją do siebie ponownie i popatrzył jej głęboko w oczy.
- Gdybym tak nie myślał to czy zrobiłbym to? - i dotknął delikatnie powiek dziewczyny zamykając je. Zaczął całować, każdy opuszek jej palcy. Po czym ciągle trzymając dłoń Fran, sięgnął po aparat leżący na biurku dziewczyny. Kazał jej otworzyć oczy i nim zdażyła w jakikolwiek sposób zareagować ,zrobił zdjęcie. Newman była lekko wytrącona z równowagi, ale Sidoris odpowiednio zażegnał to uczucie. Popchnął ją na łóżko, aż dziewczyna cicho pisnęła. Nie spdodziewała sie takiego obrotu sprawy. Chociaż w głębi duszy miała nadzieję, że tak będzie. Uśmiechnęli się do siebie. Czuli się bardzo swobodnie w swoim towarzystwie, ale jednocześnie żadne z nich nie wiedziało co ma robić.
- Frank.. - zaczela Newman.- ja nigdy...
- Spokojnie - powiedział chlopak, kładąc się obok.- Ja też nie. Ale razem się tego nauczymy.
Mówiąc to obrócił się w jej stronę i pocałował ją w policzek, potem w żuchwę i szyje. I w tym momencie przyszła mu do głowy jedna myśl . Wątpliwość, dygresja, przekonanie.
- Chyba, że tego nie chcesz.- powiedział lekko przestraszony, że wywiera w jakikolwiek sposób, presję na tej bezbronnej i jednocześnie, najtwardszej dziewczynie jaką znał.
Ona w odpowiedzi chwyciła go za policzki i pocałowała bardzo namiętnie, tak że temperatura w pokoju się znów podniosła o kilkanaście stopni i ciężko było oddychać.
Oboje czuli, że mimowolnie uśmiechają się, przyciskając wargi do siebie. Frances ,aby potwierdzić to, że chce tego samego co Sidoris, zaczęła ściągać mu koszulę. Guzik po guziczku, przegryzając przy tym wargę i uśmiechając się tajemniczo. Chłopak z jednej strony był zachwycony takim obrotem sprawy, bardzo mu sie to podobało i nakręcało go bardziej. Natomiast z drugiej był przerażony, że dziewczyna postawiła mu wysoką poprzeczkę. Jak ma dogodzić tak niesamowitej dziewczynie?
Koszula Franka znalazła się na podłodze.
- Poczekaj ,żeby bylo fair.- powiedział i objął dziewczynę. Zaczęli się znowu całować, a w między czasie Frank rozsznurowywał gorset. Kiedy skończył rzucił tasiemkę ,tak ze wylądowała tuż przy drzwiach do pokoju.
- Upsi- powiedziała dziewczyna,kiedy jej sukienka "przypadkiem" zsunela się z jej ciała. Sidoris oniemial, patrzył na nią z pożądaniem, zastanawiając się, czy to nie jest sen. Ona natomiast zaczęła mieć wątpliwości. Czy aby na pewno Franek tego chce? Czy to nie za szybko?
Ale jak już zaczęła to trzeba skończyć. Złożyła na jego ustach słodki pocałunek, który przywrócił go do rzeczywistości. Ściągnął spodnie zostając w samych bokserkach. Jednak nie długo pozostały na jego ciele. Tak samo jak bielizna Fran. Oboje ciągle się śmiejąc łaskotali się na przemian z pocałunkami. Nagle jednak spoważnieli i zdali sobie sprawę jak musi to wyglądać. Franek zawisł nad Fran i patrzył jej głęboko w oczy.
- Jeżeli sobie myślisz, że jesteś macho i musisz naziemną górować, to się mylisz.- powiedziała Fran spychajac Sidorisa z siebie i kładąc się na nim. Popatrzyła głęboko w jego brązowe oczy. Widziała jak światło latarni, wpadajace z okna odbija się w jego oczach. Zmniejszała powoli odległość między nimi, jednak Frank nie wytrzymał i szybko złączył usta ich obojga w namiętnym pocałunku. Chłopak już nie mógł się powstrzymać. Obrócił dziewczynę tak ,że to on teraz leżał na niej. Zaczął składać pocałunki na każdej części ciała, począwszy od policzków, po szyję i piersi, kończąc na łydkach. Fran nie mogła przestać chichotac. Śmieszyła ją ta cała sytuacja i to jaki Franek był słodki. Cieszyła się na to ,że robi to z nim i nie żałowała tego, co przyniósł dzień dzisiejszy. Kiedy poczuła ,że Sidoris "wraca" chwyciła go za policzki i pocałowa.
- Zróbmy to wreszcie- wyszeptała mu w usta.
- Jak sobie życzysz milady.- powiedział chłopak przygryzajac jej dolną wargę.
Tego co stało się później nie sposób opisać. Nie chodzi o samą czynność,ale o emocje ,które towarzyszyły połączeniu tych dwojga w jedną całość. Chłopak z początku nie wiedział jak się za to zabrać. Dziewczyną zresztą też nie była zbyt pomocna. Jednak ich podejście miało znaczenie. Mimo że stresowali się okropnie, potrafili wszystko obrócić w żart. Co prawda tylko z początku, bo gdy wszystko stało się jasne ,w pokoju temperatura jeszcze bardziej urosła, a wszystkie uczucia wyszły na wierzch.
Spocone ciała w końcu mogły w pełni poczuć się jednością. Zobaczyć jak to jest. I przede wszystkim oddać się sobie i poddać emocjom, burząc jakiekolwiek bariery. Teraz byli idealnie dopasowanymi do siebie ciałami, wspólnie doznając pełnego spełnienia.
To nie był tylko sex. To było połączenie się dwóch pokrewnych dusz w jedną całość, która nigdy już miała się nie połączyć.