wtorek, 25 sierpnia 2015

S. 1 odc.10



Nie załamuj dłoni pat­rząc na przeszłość i te­raźniej­szość...

 kto wie, może przyszłość okaże się bru­tal­niej­sza
,i zwa­li Cię z nóg...
16.06.2008, gdzieś w przestworzach między Las Vegas a Lyonem

Włożyła słuchawki do uszu odcinajac się od wszystkiego. Coraz częściej zdarzało jej się odwiedzać swój własny świat. Od balu minął miesiąc. Niby tylko jeden. Ale ile zdążyło się zdarzyć w między czasie. Najbardziej jednak bolało ją to, że to już na zawsze. Związki, jakiekolwiek, są trudne prowadzone na odległość. Ale może zacznijmy od początku.
Frances właśnie siedziała w samolocie do Lyonu, gdzie miała spędzić p resztę życia. Przynajmniej na razie. Musiała zostawić w Ameryce wszystkich i wszystko. Przyjaciół, rodzinę, chłopaka...
Gdyby wiedziała jak jej życie sie potoczy, nie robiłaby nikomu nadziei i nie zakochała by się tak potwornie i bez pamięci. To było zbyt piękne, żeby mogło trwać.

Pamięta jak Franek wziął ja w objęcia po raz ostatni. Z jego oczu płynęły łzy. Nie spodziewała się tego, że może to być jednocześnie najpiękniejszy i najsmutniejszy widok w jej całym życiu. Ich ostatni pocałunek zawierał wszystko co do siebie czuli. Miłość, pożądanie, smutek, chciwość, rozczarowanie i niemą obietnice. Że nie zapomną o sobie, że to uczucie bedzie trwać na wieki głęboko w ich sercachu.
- Jesteś najcudowniejszą dziewczyną w moim życiu. Zmieniłaś je. Nie wyobrażam już go sobie bez Ciebie, Fran. Moja cudowna Frances.- Kiedy Sidoris wypowiadał te słowa, dziewczyna się rozpłakała po raz kolejny tego dnia. Jej makijaż już dawno spływał po policzkach, ale ona nie byla w stanie myśleć teraz o tak przyziemnych rzeczach. Traciła wlaśnie najważniejszą osobę w jej życiu i to paradoksalnie przez jedna z ważniejszych osób w jej życiu. Jakie to było niesprawiedliwe, że to co dopiero sie zaczęło ,tak brutalnie zostało skończone.
- Kocham Cię, Franio. Nie zapomnij mnie.- wyszeptała dziewczyna. Chłopak trzymał ją za policzki ,a z jego oka polała się samotna łza.
- Nigdy.- powiedział składając na jej ustach ostatni pocałunek.- Kocham Cię najbardziej na świecie Newman.

Pożegnań nadszedł czas. Nie tylko Franek był osobą ,z którą było najtrudniej się rozstać. To wszystko było przez Dave'a. Gdyby nie on, Fran ciągle byłaby tą małą dziewczyną ,która trzyma się kurczowo Mirandy.

-Pamiętaj do mnie możesz zawsze zadzwonić. O każdej porze dnia i nocy, z każdym blachym problemem. Nawet z tym ze ci się ubrudzil but.
Ja zawsze będę przy tobie. A kilometry się nie liczą. Żyjemy w XXI wieku więc jest wiele możliwości, komunikacji.
Chłopak zamknął przyjaciółkę w wielkim uscisku, próbując powstrzymać łzy. Dziewczyną już nawet nie próbowała ich powstrzymać. Po jej policzkach laly się dosłownie strugi lez. Oderwali się od siebie po chwili, Ale z dużym trudem. Za bardzo byli ze sobą związani. Łączyła ich szczególną więź, której nie mogło zrozumieć wiele osób uwazajacych ze nie istnieje coś takiego jak przyjaźń damsko-męska. A jednak oni byli dowodem na to, że to jest możliwe.

Do you bury me when I'm gone?
Do you teach me while I'm here?
Just as soon as I belong
Then it's time I disappear.

Dziewczyna przetarła spadającą po jej policzku samotną łzę. Dziewczyna nie mogła zapomnieć. Chciała rozpocząć nowe życie, aby nie cierpieć, ale nie mogła zapomnieć. To było zbyt trudne. Nie do spełnienia. Nagle porzucić swoje 17lat życia. Nie da się odciąć od przeszłości, ale trzeba też myśleć o przyszłości. Ale co jeśli przeszłość ma wpływ na przyszłość?

Frances weszła do domu z randki z Sidorisem. Chłopak zaprosił ja na spacer po którym mieli iść do Garden Olive, ale okazało się, że chłopak się przeliczył i w portfelu znalazł jedynie 10 dolarów, które wydali w Burger Kingu. W końcu on jest romantyczniejszy ,niż jakaś klimatyczna knajpka. Oczywiście chłopak odprowadził dziewczynę pod same drzwi i pożegnał się jak na chłopaka przystało. Całusem w dłoń. Oczywiście Newman roześmiała się z tego powodu ,bo kto normalny tak robi, i szybko pocałowała go w usta. Frank się rozpromienił i z wytrzeszczem na twarzy poszedł do samochodu. Zanim wsiadł pomachał dziewczynie. Frances szybko weszła do domu, a jej twarz nie mogła się uspokoić. Kąciki ust ciągle podnosily się ku górze.
Jednak ten stan skończył się ,gdy tylko ujrzała swoją matkę z wyraźnym smutkiem i jednocześnie zdenerwowaniem na twarzy. Ktoś siedział na przeciwko niej w fotelu. Rozpoznała mężczyznę ze zdjęć, które były u mamy w pokoju.
- Cześć mamo...- powiedziała niepewnie Frances.
- Hej.- odpowiedziała kobieta ,ociężale wstając z kanapy. Podeszła do dziewczyny i mocno się do niej przytuliła, jakby od tego zależało jej życie.
Pani Newman oderwala się od dziewczyny  i wiedziała, że już czas na to, aby jej córka poznała prawdę.
-Fran to jest...- zrobiła krótkie zawieszenie, biorąc głęboki wdech. Nie wiedziała jak córka zareaguje na tą wiadomość, chodź pewnie się już domyśla prawdy.- twój ojciec.
Newman zdała sobie sprawę, że mimo tego iż się domyśła prawdy, ona ja bardzo zaskoczyła.
Mężczyzna wstał z fotela i stanął twarzą w twarz ze swoją córka. Nie podejrzewał, że jest tak do niego podobna. Ten sam nos, który widuje codziennie w odbiciu lustra, oczy... Niesamowite, jak bardzo dwie osoby mogą być do siebie podobne.
.-Ja..- zaczął. Na chwilę zamilkł, żeby poukładać sobie w myślach to co chce powiedzieć.- Na prawdę nie wiem co,powiedzieć. - delikatnie uśmiechnął się zażenowany.Potarł ręka kark, chcąc jakby wydobyć z niego myśli. Dziewczyna zastanawiała się, czy to,co teraz robi było jego sposobem na dziewczyny. Czy to na ten "chłopięcy uśmiech " poderwał mamę?
- Jeżeli zamierzasz tak po prostu wparować do naszego,życia i udawać kochanego tatusia to powiem ci, że raczej nie masz na co liczyć. - powiedziała Frances bardzo spokojnie.
- Nie tego oczekuje. Wiem, że to nie możliwe. Sam miałem taką sytuację, że ojciec mnie opuścił, ale nigdy nie chcial tego naprawić. Ja chcę przynajmniej poznać Cię i przeprosić twoją matkę za to jaką byłem świnią.
Mama podeszła do "taty" i chwyciła jego ramię, delikatnie przejeżdżając po nim kciukiem. Frances nie,rozumiała dlaczego to,robi. W końcu długo chowała do niego urazę. Co,się zmieniło? Przecież dopiero co nas "cudownie " odnalazł, więc jak to jest, że zdążyła mu... WYBACZYĆ.
- Może opowiesz jej całą historię? - pani Newman zwróciła się do mężczyzny.

Frances wzięła głęboki wdech na myśl co się działo potem. Prawdziwe piekło. I to tylko dlatego, że wparował do naszego życia. Chodź miał zniknąć na zawsze, żebyśmy były bezpieczne. Żebyśmy żyły jak normalne rodziny.
Popatrzyła na małą Amy. Spała głęboko, co jakiś czas się przekręcając na drugi bok, szukając sobie wygodnej pozycji do spania. Była taka bezbronna, niczemu nie winna i niczego nie świadoma. Frances marzyła teraz o tym, żeby tak samo jak ona zasnąć spokojnie i nie myśleć o niczym.

-Kiedy byłaś mała... Nie zacznę znowu. Kiedy chodziłem na studia poznałem jednego z moich najlepszych przyjaciół... No,cóż już byłych. W każdym razie dobrze się razem bawiliśmy. Na imprezach zawsze był najlepszy towar, najlepsze alkohole i kubanskie cygara. Nigdy nie pytałem skąd to ma. Ważne, że było i można się było dobrze zabawić. To trwało całe studia. Na ostatnim roku mieliśmy praktyki w różnych szpitalach. Zauważył mnie ordynator jednego z najlepszych Nowojorskich szpitali i zaprosił do współpracy. Byłem w niebowzięty. Nawet nie umiem opisać tego jak bardzo się cieszyłem z tego powodu. Było to niesamowite wyróżnienie. Tam poznałem twoją mamę. Razem byliśmy na stażu. Na początku wręcz się nienawidzilismy, ale jak wiesz od nienawiści do miłości jest nie daleko. Zaczęliśmy się spotykać ,ale odchodzę od meritum.
Kiedy obojgu nam się udało ukończyć staż i stać się prawdziwymi lekarzami byliśmy na prawdę szczęśliwi. Zrobiliśmy imprezę ,zaproslilismy znajomych... Poprostu wszystko było jak najlepiej.  Po kilku dniach zostałem na nocny dyżur. Nagle czuje wibracje w pagerze. Krótki i wyraźny komunikat: TYLNE WEJŚCIE.
Oczywiście długo się nie zastanawiając poszedłem tam. Za drzwiami stał moj przyjaciel ,trzymając na kolanach głowę jakiegoś mężczyzny i uspokajając go nerwowo.
- Pat, Pat- krzyczał.- Jak dobrze ,że jesteś. Potrzebuje pomocy. Koleś dostał dwa strzały w klatkę piersiową! Musisz mi pomóc go zoperowac! Poprostu musisz! Inaczej już po mnie. I po tobie też, bo jak sir dowiedzą, że tu byłeś i nie pomogles..
Przestraszylem się, bo nie wiedziałem o co,chodzi. Więc go pytam, ale on ciągle mnie pogania. Nie mogłem powiedzieć nie, w końcu to był mój przyjaciel. Zgodziłem się. Operacja poszła gładko. Mój przyjaciel wytłumaczył mi ,że zadarl z mafią pewną umowę iteraz jeżeli ją zerwie to ma przejebane. Przpepraszam za słownictwo, ale taka prawda. Przez to, że zoperowałem jednego z nich niestety sam wpadłem w sidła mafii. Dzięki temu żyliśmy z twoją matką na dosyć wysokim poziomie. Jednak zaczynało powoli to wymykac się spod kontroli. Wtedy mama byla w ciąży z tobą. Obiecałem jej dawno temu,że będę ja chronił. I kazalem jej uciec, zostawić mnie i ratować was dwie. Oczywiście ja musiałem zostać i pozamykac parę spraw. Zajęło mi to osiemnaście lat. A teraz jestem tutaj. Chciałbym abyśmy żyli razem. Nie oczekuje, że zapalasz do mnie miłością od początku, ale mam nadzieję ,że sir dogadamy. Ale jest jedna sprawa.
Przyjechałem tutaj, bo,w dalszym ciągu nasze życie jest zagrożone. Musimy wyjechać. Nie tylko do innego,stanu, ale najlepiej do innego kraju. Twoja mama mówiła, as wybieracie się do babci do Francji...

I właśnie tak skończyło jej się życie w Ameryce. Trzeba się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Nie była pewna czy sobie poradzi, ale musi, bo innego wyjścia już nie ma. Ciągle w jej głowie przewijala się sytuacja, która zdażyła sie po balu. To co się wtedy stało między nią, a Frankiem zawsze pozostanie głęboko w jej pamięci.

Całowali się bardzo namiętnie. Na podłodze,nie wiadomo kiedy, znalazły się wszystkie wsówki Frances z włosów. Teraz ciągle pochłonięci tańcem swoich języków, nadeptywali na nie, przez co łamały się lub wyginały. Ale kogo to obchodziło, skoro w pomieszczeniu czuć było pożądanie, namiętność i może miłość, która ukrywana głęboko, nagle postanowiła wyjść na zewnątrz. Nie ważne co ,ale ważne w jaki sposób sprawiło im przyjemność.
Frank wiele razy myślał o tej chwili i nie mógł,uwierzyć że to się dzieje naprawdę. Oderwał się na chwilę od dziewczyny i uśmiechnął się do niej.
- Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie.- powiedział przejeżdżając opuszkiem palca po jej policzku. Newman lekko się zarumieniła i uśmiechnęła  delikatnie, nie mogąc tego przezwyciężyć.
- Nie żartuj sobie ze mnie.- powiedziała lekko się odsuwając. Frank przyciągnął ją do siebie ponownie i popatrzył jej głęboko w oczy.
- Gdybym tak nie myślał to czy zrobiłbym to? - i dotknął delikatnie powiek dziewczyny zamykając je. Zaczął całować, każdy opuszek jej palcy. Po czym ciągle trzymając dłoń Fran, sięgnął po aparat leżący na biurku dziewczyny. Kazał jej otworzyć  oczy i nim zdażyła w jakikolwiek sposób zareagować ,zrobił zdjęcie. Newman była lekko wytrącona z równowagi, ale Sidoris odpowiednio zażegnał to uczucie. Popchnął ją na łóżko, aż dziewczyna cicho pisnęła. Nie spdodziewała sie takiego obrotu sprawy. Chociaż w głębi duszy miała nadzieję, że tak będzie. Uśmiechnęli się do siebie. Czuli się bardzo swobodnie w swoim towarzystwie, ale jednocześnie żadne z nich nie wiedziało co ma robić.
- Frank.. - zaczela Newman.- ja nigdy...
- Spokojnie - powiedział chlopak, kładąc się obok.- Ja też nie. Ale razem się tego nauczymy.
Mówiąc to obrócił się w jej stronę i pocałował ją w policzek, potem w żuchwę i szyje. I w tym momencie przyszła mu do głowy jedna myśl . Wątpliwość, dygresja, przekonanie.
- Chyba, że tego nie chcesz.- powiedział lekko przestraszony, że wywiera w jakikolwiek sposób, presję na tej bezbronnej i jednocześnie, najtwardszej dziewczynie jaką znał.
Ona w odpowiedzi chwyciła go za policzki i pocałowała bardzo namiętnie, tak że temperatura w pokoju się znów podniosła o kilkanaście stopni i ciężko było oddychać.
Oboje czuli, że mimowolnie uśmiechają się, przyciskając wargi do siebie. Frances ,aby potwierdzić to, że chce tego samego co Sidoris, zaczęła ściągać mu koszulę. Guzik po guziczku, przegryzając przy tym wargę i uśmiechając się tajemniczo. Chłopak z jednej strony był zachwycony takim obrotem sprawy, bardzo mu sie to podobało i nakręcało go bardziej. Natomiast z drugiej był przerażony, że dziewczyna postawiła mu wysoką poprzeczkę. Jak ma dogodzić tak niesamowitej dziewczynie?
Koszula Franka znalazła się na podłodze.
- Poczekaj ,żeby bylo fair.- powiedział i objął dziewczynę. Zaczęli się znowu całować, a w między czasie Frank rozsznurowywał gorset. Kiedy skończył rzucił tasiemkę ,tak ze wylądowała tuż przy drzwiach do pokoju.
- Upsi- powiedziała dziewczyna,kiedy jej sukienka "przypadkiem" zsunela się z jej ciała. Sidoris oniemial, patrzył na nią z pożądaniem, zastanawiając się, czy to nie jest sen. Ona natomiast zaczęła mieć wątpliwości. Czy aby na pewno Franek tego chce? Czy to nie za szybko?
Ale jak już zaczęła to trzeba skończyć. Złożyła na jego ustach słodki pocałunek, który przywrócił go do rzeczywistości. Ściągnął spodnie zostając w samych bokserkach. Jednak nie długo pozostały na jego ciele. Tak samo jak bielizna Fran. Oboje ciągle się śmiejąc łaskotali się na przemian z pocałunkami. Nagle jednak spoważnieli i zdali sobie sprawę jak musi to wyglądać. Franek zawisł nad Fran i patrzył jej głęboko w oczy.
- Jeżeli sobie myślisz, że jesteś macho i musisz naziemną górować, to się mylisz.- powiedziała Fran spychajac Sidorisa z siebie i kładąc się na nim. Popatrzyła głęboko w jego brązowe oczy. Widziała jak światło latarni, wpadajace z okna odbija się w jego oczach. Zmniejszała powoli odległość między nimi, jednak Frank nie wytrzymał i szybko złączył usta ich obojga w namiętnym pocałunku. Chłopak już nie mógł się powstrzymać. Obrócił dziewczynę tak ,że to on teraz leżał na niej. Zaczął składać pocałunki na każdej części ciała, począwszy od policzków, po szyję i piersi, kończąc na łydkach. Fran nie mogła przestać chichotac. Śmieszyła ją ta cała sytuacja i to jaki Franek był słodki. Cieszyła się na to ,że robi to z nim i nie żałowała tego, co przyniósł dzień dzisiejszy. Kiedy poczuła ,że Sidoris "wraca" chwyciła go za policzki i pocałowa.
- Zróbmy to wreszcie- wyszeptała mu w usta.
- Jak sobie życzysz milady.- powiedział chłopak przygryzajac jej dolną wargę.
Tego co stało się później nie sposób opisać. Nie chodzi o samą czynność,ale o emocje ,które towarzyszyły połączeniu tych dwojga w jedną całość. Chłopak z początku nie wiedział jak się za to zabrać. Dziewczyną zresztą też nie była zbyt pomocna. Jednak ich podejście miało znaczenie. Mimo że stresowali się okropnie, potrafili wszystko obrócić w żart. Co prawda tylko z początku, bo gdy wszystko stało się jasne ,w pokoju temperatura jeszcze bardziej urosła, a wszystkie uczucia wyszły na wierzch.
Spocone ciała w końcu mogły w pełni poczuć się jednością. Zobaczyć jak to jest. I przede wszystkim oddać się sobie i poddać emocjom, burząc jakiekolwiek bariery. Teraz byli idealnie dopasowanymi do siebie ciałami, wspólnie doznając pełnego spełnienia.

To nie był tylko sex. To było połączenie się dwóch pokrewnych dusz w jedną całość, która nigdy już miała się nie połączyć.


piątek, 7 sierpnia 2015

S.1 odc.9

Heeeeeeeeej!
Po pierwsze nie chce mi się sprawdzać tego wszystkiego... Jak tylko będę mieć laptopa to poprawię te wszystkie błędy.
Po drugie wyjątkowo jestem zadowolona z tego rozdziału.
Po trzecie jest jednocześnie dla mnie mordęgą, bo jest zapisany w 3 postach według komórkowego bloggera ;_;
Ale mam nadzieję, że się spodoba i że mnie nie zabijecie za te błędy, bo potrafią one zepsuć najlepszą scenę. A i taki długi jest, bo już kończę tą część!!!! Yeah! ;P
P.S. wiem że jedna osoba mnie zabije za... "wylewność" w tym rozdziale xd
Wiki


Dlaczego kiedy coś zaczyna się psuć, psuje wszystko. Każdy pewnik nagle nie jest już czymś tak oczywistym.


10.05.2008 Las Vegas

Już kilka dni dzieliło podekscytowany tłum nastolatków od ich "wielkiego" dnia. Dla niektórych był to już kolejny raz, a dla niektórych jeden z pierwszych. Mowa tu oczywiście o balu wiosennym. Nie wiadomo dlaczego nie organizowano go wczesniej, na początek tej pory roku, a w samym środku. Jednak nikt nie wgłębiał się w sens ,bo liczył się sam fakt, że to się stanie. Po prostu nikt nie miał zamiaru kalkulowac, dlaczego. To działo się i już.
Franek zaprosił w końcu Mirandę, żeby nie było jej smutno, że nie ma nikogo. Oczywiście dziewczyna zgodziła się bez wahania. Ale Franek coraz bardziej żałował tej decyzji. Po milionie telefonów, żeby zgrać się kolorystycznie, pewnego razu poprostu rzucił słuchawką o ścianę, zostawiając na niej ślad ,w postaci wielkiej dziury. Dlaczego to zrobił? Bo ile można słuchać o tym, że musi ubrać zielony krawat w odcieniu lekko wchodzącym w seledyn, ale nie może to być w stu procentach seledynowy. Takie rozmowy toczyły się między nimi przez około dwa tygodnie. Teraz chłopak nie wyobrażał sobie samego balu. Bał się nawet podjechać samochodem z Davem pod jej dom, bo jeszcze Caroline nie będzie miała odpowiedniego odcienia karoserii.
-Zastanawiam się nad jej życiem. Czy,ona myśli tylko o takich bzdurach, czy może czasem ma jakieś egzystencjalne przemyślenia?- zadając to pytanie przez telefon ,mocno gestykulował rękami prawie zrzucajac doniczke z kaktusem. Jednak w ostatniej chwili złapał go wybijając sobie w dłoń kilka kolcy.
- Znam już ja jakiś czas i z tego co wiem ma coś w głowie ,ale jak podlapie jakiś temat to nie ma zmiłuj.- zasmiala się Fran do słuchawki.- A co ty tam robisz? - zapytała kolegi słysząc ,bardzo dziwne dźwięki które wydawał. - Mam nadzieję, że nie dochodzi są przez mój jakże seksowny głos.- zasmiala sie.
Frank przerwał wgrywanie kolcy z dłoni i poczuł, że cały się rumieni. Boże co za wstyd. Czuł się teraz trochę niezręcznie...
- Fran, serio?-zapytał ironicznie, dając sobie czas na wymyslenie jakiejś riposty.- Nie czuj się urażona, czy coś, ale twój głos nie jest aż tak seksowny, żeby przy nim dochodzić.
Oboje zasmiali się. I , mimo że dziewczyna próbowała zachowywać się jakby komentarz Franka ją uraził, nie była poprostu w stanie.
New York, tego samego dnia.
- Znalazłem!- słychać było podekscytowany głos mężczyzny w słuchawce. Kącik ust doktora Newmana delikatnie się uniósł do góry. Uśmiech triumfu, samozadowolenia i satysfakcji. Dawno czekał na ten telefon, a gdy dzisiaj podniósł słuchawkę, nie wiedział, że usłyszy tak dobre wiadomości.
- Może jakieś szczegóły? -ponaglił mężczyznę.
- A tak! Przepraszam, sam jestem bardzo podekscytowany, że po tak długim czasie udało mi się. Wiedział pan, że mimo iż żyjemy już jakiś czas w XXI wieku w dobie komputerów i Internetu takiemu człowiekowi jak ja ciężko jest znaleźć kogoś kto nie był karany?
- Do rzeczy panie Donlley. Nie mam czasu na pogadóżki.- odparł bardzo stanowczo pan Newman. Nie mial ochoty słuchać tych jakze życiowych historii, które wcale nie pomagają,a zabierają jego cenny czas.
- A tak tak!- powiedział mężczyzna ,wyrwany niczym z jakiegoś transu. - Są w Las Vegas. Mieszkają w całkiem przyjaznej okolicy, niedaleko liceum do którego uczęszcza pańska córka. Pańska żona pracuje w szpitalu św. Wincenta. Wszystkie dokładne namiary wyśle panu mailem.
- To cudownie! Jestem panu bardzo wdzięczny za wszystkie informacje. Przelew zrobię od razu po otrzymaniu maila.
- Dobrze, niech tak będzie. W końcu klient nasz Pan.
- Do widzenia, panie Donlley.
- Do widzenia.
Mężczyzna szybkim ruchem odłożył słuchawkę, prawie ją rozwalając na haczyku. Teraz jego uśmiech ,był bardzo szeroki. Teraz cieszył się całym sercem. Całą duszą, całym sobą. Dawno nie czuł takiej euforii jak w tym momencie. Znalazł je ! Bóg dał mu szansę na to, żeby się zmienił.
- Hanno, zabukuj bilety do Las Vegas na jutro.

20.05.2008 Las Vegas

W końcu nadszedł ten dzień, tak długo wyczekiwany przez uczniów. Dzień w którym chodź na kilka chwil mogą poczuć się wyjatkowo i bawić się inaczej niż zwykle, ale jednoczesnie tak samo dobrze, a może nawet lepiej.
Frances właśnie wkladala sukienkę. Była ona bardzo delikatna i niebieska. Gorset bez ramiaczek podkreślił jej talię, a tiul na spodniczce dodawał jej dziewczęcości. Ubrana w swój kostium była niczym wodna rusałka. Brakowało jej tylko szpiczastych uszu i skrzydeł.

Dave właśnie ubierał krawat... Albo raczej próbował to zrobić. Jak zwykle robił tylko jakieś straszne supły, których nie sposób rozwiązać. Jak zwykle na pomoc ruszyla mama, śmiejąc się z nieporadności syna. Oczywiście nie obeszło się, bez kąśliwych uwag brata i żartów ze strony siostry. Ale co by to była za rodzina, gdyby nie było różnorodności.

Frank poczuł jak mu się pocą dłonie. Teraz gdy coraz bliżej było do wielkiego balu, sam już nie wiedział co ma w końcu ubrać. Miranda zmieniała swoje,zdanie co chwilę, dlatego już się pogubił. Gdy stał tak przed szafą szukając natchnienia, w całym pokoju rozbrzmiala melodia smsa. O dziwo, Sidoris bardzo się ucieszył z tego powodu. Miranda, po raz ostatni wysłała mu instrukcję.

"Pamiętaj! Czerwony krawat."

Katerina roztrzęsioną dłonią próbowała zapiac zamek ,jednak wydawało jej się to jedną z najtrudniejszych rzeczy na świecie. Sukienkę kupiła ponad miesiąc temu. Byla dopasowana idealnie. Ale nie teraz, teraz potrzebowała odrobiny przestrzeni między swoim ciałem, a materiałem. Nie czuła się już dobrze i seksownie w tym stroju. Czuła się jak jedna z tych kobiet, które ubierają za małe ubrania, żeby poczuć się lepiej. Popatrzyła na siebie w lustrze i zobaczyła to czego najbardziej się obawiała ujrzeć. Strach i poczucie winy na twarzy. 

Alex szybko włożył garnitur ,muszke i był gotowy do wyjścia.Jego partnerka prawdopodobnie już od kilku godzin się przygotowywuje. Zaprosił Fionę - dziewczynę, która widział na swoich koncertach. Zgodziła się, bez problemu, ponieważ była napalona na Alexa. Chłopak potrzebował dziewczyny, a że ona była bardzo chętna tym lepiej dla niego. Nie była dziewczyną tajemniczą, ani nie stanowila jakiej kolwiek zagadki. Była ,smutno to przyznać ,ale najzwyczajniej w świecie łatwa. Lubił wyzwania, jednak ona swoją prostotą była pierwsza na "liście" dziewczyn ,bo DeLeon potrzebował dziewczyny jak najszybciej. 
Wziął kluczyki do swojego samochodu z pudełka przy wejściu i już go nie było. 

Szkoła była bardzo ładnie przystrojona. Już od samego progu prezentowała się bardzo dobrze. Światła przed głównym wejściem, kwiaty... 
Grupa dekoracyjna na prawdę się spisała na medal. 
Bob trzymał Frances pod rękę i razem weszli do środka. Dziewczyna popatrzyła na niego i uśmiechnęła się ,aby dodać sobie otuchy. On odwzajemnil uśmiech i poglaskal ja po dłoni, aby uzyskać ten sam efekt. Chłopak miał dobrze skrojony garnitur ,który podkreślał jego atletyczną sylwetkę oraz krawat, idealnie dopasowany do sukienki. Mama Fran była zachwycona tym jak razem wyglądają, jednak liczyła na to ,że jej córka pójdzie z kimś innym na tak ważną uroczystość. Nie da się ukryć, że nie tylko ona na to liczyła.
Za Frances i Robertem szli Franek z Mirandą. Oczywiście milion razy pouczony jak ma iść, kiedy tańczyć i w jaki sposób zamawiać swoją partnerkę. Chłopak miał ochotę kopnąć dziewczynę w cztery litery i uciec stąd, ale jako, że to dziewczyna nie mógł tego zrobić. Jednak ta siła woli słabła z każdym wypowiedzianym przez nią zdaniem.
Za nimi szli Dave i Katerina. Ona lekko zmieszana, ale z wymuszonym uśmiechem, on bardzo szczęśliwy i patrzący na nią z czułością. Jeszcze nic nie wiedział, ale niedługo miało się to zmienić.

It doesn't matter, it doesn't matter

-Zapraszamy na parkiet!- można było słyszeć wręcz blagalny ton DJ'a. Jak na razie na parkiecie było około trzech ,czterech par, a od rozpoczęcia minęło zaledwie dwadzieścia minut. Jednak ludzie nie chcieli się bawić do kawałków, które puszczal. Jeszcze nie byli wystarczająco zmotywowani.
-Franio.- chlopaka przeszedł dreszcz i uruchomiła się odruchy wymiotme jak tylko usłyszał ten głos. - Już czas. 
Dziewczyna chwycila go za rękę powoli wstajac z miejsca. Fran zwróciła uwagę na wyraz twarzy przyjaciela. Był wyjątkowo wkurzony i bardzo zniesmaczony. Nie mogła patrzeć na jego nieszczęście dlatego postanowiła zainterweniowac. 
- Mir, chodź na słówko. - powiedziała wstajac od stołu i wyciągając rękę w stronę koleżanki.
- Ale teraz nie mogę- odpowiedziała Miranda lekko zmieszana,a jednocześnie nie świadoma swojego nietaktu i złego zachowania.
- To nie może czekać, musimy porozmawiać.
- Jednak my już wcześniej zaplanowaliśmy, że...
- Smith nie wkurwiaj mnie!- krzyknęła zwykle opanowana Newman. Nie tylko Mir byla zaskoczona wybuchem koleżanki. Cały stolik patrzył na nią zaskoczony. Smith nie mogła już się wywinac. Musiała być posłuszna i iść za koleżanką. Frances odcoagnela koleżankę kawałek od,stolika tak, żeby nikt nie podsluchiwal. Co prawda nie było to łatwe nawet, gdyby stały bardzo blisko zważywszy na muzykę, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Newman pod wpływem emocji wygarnęła koleżance wszystko co leżało jej juz od jakiegoś czasu. Począwszy od tego jak wykorzystuje Franka, po to jak się zachowuje i że psuje wieczór ,który na dobre się jeszcze nie zaczął. Oczywiście dziewczyna zaprzeczala, robiąc z siebie ofiarę. Frances próbowała wytłumaczyć koleżance, że nie tylko ona jest najważniejsza i Franek też ma cos do powiedzenia. Jednak z nią było jak z grochem o ścianę.
Wszyscy patrzyli na dziewczyny, próbując coś zrozumieć z ruchu warg, albo gestów. Jednak było to na nic. Widząc ciągle to wzrastająca frustrację Newman, Dave przeprosił towarzystwo i podszedł do dziewczyn, aby nie padły słowa, których będzie jedna z nich później strasznie żałować. 
-Heeej drogie panie.- powiedział radośnie podchodząc do obu i obejmując je ramionami. Popatrzył to na jedną to na drugą i kontynuuował.- Po co się tak denerwować. Mamy przed sobą całą noc. Dlaczego mamy zaczynać z takim humorkiem?
Frances poatrzyła na niego z byka, za to Miranda z uwielbieniem.
- Właśnie dlatego.- powiedziała pierwsza stracajac rękę przyjaciela i siadając naburmuszona przy stoliku. Briggs popatrzył na Smith z pytaniem na twarzy, a ona odpowiedziała mu tylko wzruszeniem rąk, ciągle patrząc na kolegę jak na posąg Apolla. Dave udając, że tego nie widzi- jak za każdym razem, gdy Mir znajduje się w pobliżu - odoprowadzil ja do stolika i zajął miejsce obok swojej drugiej połówki, calujac ja słodko w usta. Poczuł, że dziewczyna napina wszystkie mięśnie ,gdy przejechał ręką po jej udzie. Rzucił jej pytajace spojrzenie ,na co ona machnela ręka, że porozmawiaja później.
Przy stoliku zrobiła się napięta atmosfera. Można było kroić nożem powietrze. Z tego powodu Bob postanowił zainterweniowac i poprosił Fran do tańca. Ona uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, as nie musi tutaj siedzieć i już ich nie było. 

So don't you ever for a second get to thinking you're irreplaceable

Na parkiecie zaczęło się pojawiać coraz to więcej par. Zaczęto grać jakieś normalne piosenki, do których każdy mógł się bawić. 
Dave chwycił swoją wybrankę serca i zaprowadził na parkiet. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, po czym znowu jej uśmiech zbladł. Briggs był bardzo zdziwiony, nie wiedział, co z jego kochaną Kateriną. Chwycił ją mocno w pasie przyciagajac ja do siebie. Stawiała lekki opór, ale chłopak miał wystarczająco dużo siły, żeby przybliżyć ją do siebie. Drugą dłonią przejechał czule po jej policzku, po czym delikatnie uniósł jej głowę, tak aby patrzyła na niego. Uśmiechnęła się blado, próbując wykrzesać odrobinę entuzjazmu, gdy ich spojrzenia się spotkały. Chłopak patrzył na nią zatroskanym wzrokiem.
- Kat, co się stało?- zapytał szepczac jej re słowa do ucha, nie tylko dlatego, że muzyka była głośna, ale także po to ,żeby poczuć odrobinę prywatności.
Dziewczyna nic nie powiedziała, ale wtulila się w Dave'a ,a jej długo wstrzymywane łzy poleciały ciurkiem. Jej piękny makijaż na szczęście się nie zmył, ponieważ dziewczyna wiedziała jak to będzie wyglądać i pomalowala się wodoodpornym zestawem. To jednak nie wpłynęło na to, że cała koszula chłopaka nie była mokra. 
Reakcja dziewczyny była dla niego wielkim zaskoczeniem. Popatrzył na nią zdziwionym wzrokiem i objął ja mocniej niż wcześniej, lekko się kołysząc w rytm muzyki.

Standing in the front yard telling me
How I am such a fool, talking about

Robert bardzo mocno przyciągnął do siebie Fran, należał do drużyny footbolu ,więc miał dużo siły. Oczywiście ona próbowała odzyskać odrobinę prywatnej przestrzeni, jednak jej wysiłki szły na marne. Nie zostało jej nic innego jak poddać się w tej walce, w której nie miała rzadnych szans na zwycięstwo.

You must not know 'bout me

Franek chodź nie chętnie ,zaprosił Mir do tańca, o dziwo bez jej nakazu, bo od rozmowy z Fran dziewczyna się odrobinę opanowała. Co nie znaczy, że cokolwiek się zmieniło.

They try to make me go to rehab but I said no no no

- Dziękuję pani,za taniec.- powiedział Bob, calujac rękę Frances. 
" To nawet nie był taniec. Chyba, że zapaśników na ringu."- pomyślała. Uśmiechnęła się do kolegi ,jednak0 był to jeden z tych uśmiechów typu "uśmiecham się, żebyś nie poczuł się,zraniony." Bardzo lubiła Boba, świetnie im się razem rozmawialo, bawiło... Ale nie tańczyło.
- Everybody dance now!- krzyknął DJ do mikrofonu. Wszyscy słysząc te słowa wstali zza stolików i zaczęli tańczyć. Dziewczyny pomimo swoich sukienek i butów na obcasie ,skakaly wyginały się i spedzaly świetnie czas. Chłopcy to samo. Biorąc swoje partnerki bawili się bardzo dobrze. Robert chwycił dłoń Fran, którą przed chwilą pocałował i obkrecil ja wokół własnej osi. 

Everybody dance now! 

Wszyscy jak jeden mąż skakali do góry. Później to była kwestia czasu co się stanie. Jedni wirowali ,inni wykonywali dziwne ewolucje... Po prostu każdy tańczył po swojemu. Nikogo nie obchodziło jak to,robi inna osoba, poprostu tańczyli sami,dla siebie. 
Dave postanowił skorzystać z okazji i chwycił Katerinę za ramię i wyprowadził na zewnątrz. 
- Mała,- chwycił ją mocno za dłonie, splatajac swoje palce z jej. - co się dzieje? Wiem powinienem uszanować twoją prywatność i nie nalegać...- tutaj zrobił krótką pauze by wziąć oddech- ale coś Cię gryzie - wyjątkowo to nie ja.- uśmiechnął się ,czym wywołał i dziewczyny także delikatny uśmiech, ledwo zauważalny, bo jej glowa ciągle była spuszczona w dół.- Hej hej hej.- powiedział chwytając jej twarz i wycieracajac kciukiem jedną z zagubionych łez, splywajacych po policzku. - Powiesz mi o co,chodzi?
Ona kiwnęła głową ,uśmiechając się nie znacznie i zastanawiając się jak to powiedzieć. Podniosła wzrok na Briggsa ,aby ich spojrzenia po raz kolejny mogły się połączyć i zobaczyć siebie nawzajem w jak najprawdziwszej wersji, czystych, pełnych uczuć.
- Ostatnio zdarzyło się coś... Miałam ci powiedzieć później... To dla mnie trudne.- powiedziała chowając twarz w dłoniach. Briggs chwycił je i odciągnął od twarzy dziewczyny.
- Mi możesz spokojnie powiedzieć, dobrze o tym wiesz. Nie ważne co się stanie ZAWSZE będę przy tobie.- słowo "zawsze" bardzo mocno podkreślił, bo chciał aby wiedziała, że może na nim polegać nie ważne co, ważne że będą w tym razem. 
Dziewczyna poczuła jak po jej czole przetacza się kropelka potu. Ale na zewnątrz było chłodno. Kiedy to sobie uświadomiła zależała, na co chłopak nic nie mówiąc włożył jej swoją marynarkę. 
Uśmiechnął się do niej zachęcająco, na co ona wzięła głęboki oddech i przełknęła sline.
- Ja... Tak w sumie my... Chyba... Nie jestem pewna, ale...- Dave złapał ją za dłoń, aby ją wesprzeć.- Jest nas dwoje. 
Briggs popatrzył na nią jak na idiotkę, bo nie mógł zrozumieć co właśnie powiedziała. " Jest nas dwoje." że co ? Co to ma znaczyć, że ma kochanka i tworzą jakiś trójkąt miłosny?
Katerina widząc zmieszanie na twarzy chłopaka, uśmiechnęła się delikatnie i tym razem to ona chwycila jego dłonie.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. Jestem w ciąży.
Briggs odetchnal z ulgą, słysząc właśnie taką odpowiedź. Jednak po chwili dotarł do niego sens słów, wypowiedzianych przez Kat.
- Co? Że jak? Kiedy? Jesteś pewna? Wow...
- Uspokoj się.- chłopak rozbawił Katerinę, więc nie mogła się nie śmiać. Zachowywał się zabawnie. 
- Boże nie wierze.- powiedział odchodząc kawałek dalej lapiac się za głowę i odwracając się tyłem do dziewczyny. Na jego ustach zagościł uśmiech, jednak Kat go nie widziała i poczuła uklucie w sercu. Przecież mówił, as nie ważne co będą razem. Jej uśmiech i rozbawienie,szybko zeszło z jej twarzy.
- Mówiłeś, że będziesz mnie wspierał nie ważne co...
- No i tak będzie.- powiedział radośnie podchodząc do kobiety swojego życia. Pochwycil ją w objęcia i pocałował namiętnie, tak jak tego dnia w schowku na wfie. - Kocham Cię najbardziej na świecie.- wyszeptał jej tuż przy ustach.
- Ja ciebie też.- powiedziała Katerina, czując jak łzy lecą jej po policzku.

And after all you're my wonderwall

Fran na prawde dobrze bawila sie z Robertem. Był bardzo miły, czuły- pomijając ten wolny taniec, oczywiście- wesoły i towarzyski. Spędzali ze sobą bardzo miło czas.
Franek przekonał się powoli do Mirandy. Nie była taka zła, kiedy już była po dwóch lampkach szampana. Norbert - znajomy z hiszpańskiego, załatwił karton szampana, ale trzeba było wyjść na zewnątrz ,na podwórko szkolne, do strej szopy, żeby się napic.
Alex oczywiście zniknął w szkolnej toalecie razem z Fioną, a Dave ciągle siedzial z Kateriną, na zewnątrz.
Newman podeszła do stolika. Była już bardzo zmęczona ciągłym tanczeniem i musiała odpocząć. Po chwili dolaczyli do niej Frank i Miranda.
- Przepraszam Cię Mir, za wcześniej. Głupio mi teraz.- powiedziała widząc,że para,zaczyna die dogadywać.
- To ja przepraszam. Byłam za bardzo zapatrzona w siebie. - i obie dziewczyny przytulily się do siebie.
- Lubię szczęśliwe zakończenia.- skierował Frank. Oczywiście nie obeszło się bez oberwania za ten komentarz, jednak każdy był zadowolony z obrotu sprawy. Jednak wszyscy zapomnieli o tym, że nie ma tego typu imprezy bez czyjegoś nieszczęścia.

****

Minęła już północ. Wybuchły fajerwerki. Wiele uczniów czekało właśnie na ten moment.
Fran, Bob, Dave, Kat, Frank, Mir, Alex i Fiona oglądali je jak zahipnotyzowani. Kiedy kolorowe bomby wybuchały ukazując setki kolorów, Fran zatykala uszy, by nie słyszeć wybuchu. Oczywiście cała reszta śmiała się z koleżanki. Bob objął ją jednym ramieniem przyciagajac ją do siebie tak, aby mogła się w niego wtulic. Była mu wdzieczna za to. Popatrzyli na siebie, a ich spojrzenia spotkały się na za długą chwilę. Kiedy Fran zwróciła na to uwagę, spłonęła rumiencem i odwróciła wzrok ku wybuchajacym fajerwerkom. Na twarzy Roba zagościł uśmiech satysfakcji.

It's a final countdown!

Dave pocałował Katerinę w czoło i zostawił ją w towarzystwie Mir i Alexa. Nie chciał im przeszkadzać, a mógł teraz spokojnie porozmawiać z Fran o całej tej dziwnej sytuacji. Kat prosiła, żeby nikomu nie mówił, ale udało mu się pójść z nią na kompromis i pozwoliła mu podzielić się tą informacją z Frances, ponieważ wiedziała, że jest ona dla niego ważna.
Kiedy tylko zobaczył blond włosy i niebieską sukienkę, szybkim krokiem przebiegł dzielącą ich odległość.
- Hej, możemy pogadać?- zapytał zdyszany ,lapiac dziewczynę za ramię.
- Jasne!- powiedziała dziewczyna, przepraszajac na chwilę osoby z którymi rozmawiała.- Co jest?
- Tylko nikomu ani słowa i nie reaguj przesadnie.
- No spoko.- Fran wzruszyła ramionami, gotowa usłyszeć wszystko...
-Kat jest w,ciąży.- ... Ale nie tego. Na jej twarzy wystąpił szok, jednak po chwili zauważyła, że Briggs wcale nie jest zdołowany tą informacją. Wręcz przeciwnie.
- Dlaczego się tak cieszysz?- zapytała Fran.
- No bo... Kocham ją na prawdę. To że jest w ciąży jest to oznaka naszej nieodpowiedzialność i razem musimy ponieść tego konsekwencje. Cieszę się bo to dziecko chodź nie planowane będzie nasze.
- Ale wy macie po 18 lat!- chciała uświadomić przyjaciela.
- To nie ważne. Niektórzy mają dziecko już w wieku 16. To będzie moje dziecko ,Fran. I będzie miało najlepiej. Nie ważne ile mam lat, ale ważne jest to go nadejdzie. Będzie trudno, ale damy sobie radę.
- Skoro tak mówisz... Masz moje stu procentowe wsparcie.- Dave uśmiechnął się do przyjaciółki i zamknął ją w ogromnym uścisku.
- Dziękuję ci.- wyszeptał jej we włosy.
Okleili się od siebie uśmiechając się szczerze, po czym nagle mina Briggsa zrzedła. Fran popatrzyła na niego zdziwiona, odwracając się w stronę miejsca ,w które się wpatrywal. W połowie drogi złapał ją odwracając z powrotem do siebie.
-Lepiej, żebyś nie patrzyła. - powiedział. Dziewczyna powiedziała, że ona chce i szybko się odwróciła śmiejąc się z tego, jak Dave jest powolny. Jednak gdy tylko to zrobiła, uśmiech tak samo jak Briggsowi poprostu zniknął z jej twarzy. Na samym środku sali, oświetleni reflektorem, stali Bob i Mir. Wszystko można byłoby zrozumieć, ale dlaczego oni się całują? Na samym środku sali, jak gdyby nigdy nic. Jakby to on ja zaprosił, jakby byli razem od jakiegoś czasu. Jakby...
Po policzku Newman przetoczyła się łza. Nie była to łza smutku. Raczej rozczarowania, poniżenia, zdenerwowania... Tego wszystkiego co teraz czuła. Nienawiści do Roba, bo ją wystawił i upokorzyl. Nienawiści do Mirandy ,bo dzisiaj udowodniła, że nie jest ona warta tej relacji ,która była miedzy nimi. I do samej siebie za swoją naiwność.
Poczuła na ramieniu rękę Dave'a, jednak szybko ja strząsła i wymamrotala, że musi jus iść. Chłopak wiedział, że dziewczyna potrzebuje teraz być sama, inaczej ktoś oberwie.

Twist and shout!

Franek zauważył, że Fran idzie zdenerwowana z lekko opuszczona głowa w stronę parkingu.
- Fances! - zawołał za nią. Ona szybko die odwróciła w jego stronę, a chłopak zauważył ,że płacze. Podbiegl do niej i mocno objął. Nie chciał ,żeby mu uciekła. Czuł, że próbuje się wydostać z jego objec, ale po nieudolnych próbach w końcu się poddała i wtulila w chłopaka. Kiedy jej oddech się uspokoił, Franek odsunal ją na odległość całej ręki i popatrzył w jej zaszklone oczy, które wydawały mu się teraz najpiękniejszą rzeczą na świecie.
- Zabiorę Cię do domu.- dziewczyna pokiwala głową, a Sidoris objął ją ramieniem i poszli w stronę samochodu.

Dotkną jej lewego ramienia ,ledwo go muskajac ,jakby była jakimś delikatnym stworzeniem, która zaraz ma zniknąć, albo się sploszyc.
Dziewczyna schowala twarz w dłoniach . nie chciała żeby zobaczył ,że znowu płacze. W końcu to było zalosne. Chłopak ją wystawił dla innej dziuni. Co,z tego ze to była jej najlepsza koleżanka. Ale teraz była do niej nikim. Od razu wspomnienia zalały jej myśli. To jak kupowały prezenty na gwiazdkę, czy nawet sukienki na ten bal. Poczuła się zraniona do głębi. Wystawiona, obdarza z jakich kolwiek uczuc.
Frank wiedział ,co musi czuć. Jego partnerka, znajoma z chemii, przyszła ,żeby powyrywac facetow. Ale nie miał jej tego za złą ,bo taka mieli umowę. Bo miał robić coś innego, niż nią się zajmować. Miał zwracać uwagę tylko na jedną osobę, miał ja pilnować.
Frances przyjechała dłońmi po twarzy, zapominając o tym ,że ma make up na sobie. Odwróciła się do przyjaciela, a ten uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Ona próbowała odwzajemnic gest, jednak było to,trudne biorąc pod uwagę ,że jej twarz ciągle wykrzywiała się w odwroconą podkówkę. Chłopak nie mógł patrzeć na jej cierpienie, bo czuł dwa razy mocniej to co,ona. Bolało go, dotykalo w samo serce. Czuł to głęboko w sobie.
Wytarl z twarzy dziewczyny rozmazany malująż, który zaczynał jej wpływać po policzku. Wreszcie dziewczyna była w stanie się uśmiechnąć, chodź trochę, wyrażając wdzięczność dla Sidorisa. Nie musiał jej nic mówić, a ona jemu. Wystarczyło im te kilka gestów, tych kilka spojrzeń, pełnych tego co już od dawna obu gnieździło się w głowie, ale nie potrafili się do tego przyznać sami przed sobą. Źrenice obojga rozszerzyły się .
Ich bicia serc przyspieszyly i zlaly się w jedną spójną całość.
- Wiesz , może to głupio zabrzmi, ale cieszę się z twojego nieszczęścia - wyczerpał Frank, odgarniajac kosmyk włosów Newman za ucho i podążając za nim wzrokiem. Potem od razu przeniósł to na twarz dziewczyny. Na jej lekko rozchylone usta wykrzywione w uśmiechu, na jej piwne oczy, które teraz blyszczaly, odbijając w sobie blask pobliskich lamp. Na jej piegi, które wyglądały uroczo na jej zarozowionych policzkach ,wcale nie z powodu makijażu.
Przed nim stał jego ideał i najlepszy przyjaciel, ktoś na kim mógł polegać mimo wszystkich jego wad.
Fran natomiast przed sobą miała, przyjaciela, który zawsze ja wspierał, do którego zawsze zywila uczucia, chodź bała się ich. Widziała przed sobą ,bardzo przystojnego mężczyznę, w brązowych wlosach, lekko pokreconych, które aż ja wołały, żeby zanuzyla w nich swoje palce. Jego brązowe oczy były odzwierciedleniem jego. Myśli, zachowania, emocji ,uczuć... Tego wszystkiego na co się składał. Pokazywały całego Franka.
Mimo woli się uśmiechnęła. Nie chciała ,żeby zobaczył ,że zależy jej na nim, ale ciężko jej było już dłużej się powstrzymać, za długo oboje zwlekaj z tym wszystkim. Teraz był ich moment.
I jakby nagle ktoś włączył jakiś przełącznik.
Chłopak złapał za jej policzki, gladzac je kciukiem, a jej dłoń powędrowała do,jego włosów. Nie dało się zauważyć kiedy dokładnie ich wargi się zlaczyly, ale na pewno przed tym wszystkim obojgu oczy się rozświetliły milionem uczyć, emocji, nadziei...
Całowali się inaczej niż to było za pierwszym razem. Te pocałunki od samego początku były zachłanne, byli siebie głodni. Tesknili do siebie. Do tego co niebezpieczne. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętnie. Dziewczyna już dawno zgubiła się we włosach chłopaka. A on nie mógł uwiezyc ,że jego skryte marzenia właśnie się spełniają i to jeszcze tak.
Oderwali się na chwilę od siebie by zaczerpnąć powietrza.
- Co to było ?- zapytał z uśmiechem chłopak . Frances się lekko zarumienila.
- Może tym mi,powiesz?- zapytała kładąc swoją dłoń na jego klatce piersiowej. Rysowala swoim paznokcie po jego koszuli nieznane nikomu wzory. Popatrzyła w jego oczy, gdzie kryła się czułość i namiętność wywołana poprzednim pocalunkiem.
- Nie wiem czy powiniennem. Poniekąd jesteś roztrzęsiona, a na to "wykorzystuje"- powiedział ratując w powietrzu znak cudzysłowia. Bal się tego, zebwyjdzie na,takiego istotę co kozysta z okazji i wykorzytuje dziewczynę, ale on na prawdę ja kochał.
Kochał? Czy,można tak to już nazwac? Czy to co to,nie czuł to miłość ?
Ale dziewczyna rozwiala jego wątpliwości jakoby robił źle. Chwycila go za kołnierzyk koszuli i złożyła na jego ustach słodki pocałunek.
- Myślę ,że czekałam na to już od dawna, a teraz po prostu spełniasz moje marzenia.
Franek otworzył oczy ze zdziwienia i uśmiechnął się do niej, tulac ja do siebie i spadając pocałunek na czubku jej głowy.
- Mogę spełniać twoje marzenia przez resztę swojego życia.
Nie do końca jest pewna jak ,ale dostali się do jej pokoju.